wtorek, 28 lutego 2012

Witam prawdziwy Istambule!

Zaczęło się prawdziwe życie!

obelisk Teodozjusza
Istambuł podoba mi się coraz bardziej (muszę wyzbyć się pierwszego "złego wrażenia"). W końcu mamy nasze transportation cards, więc możemy śmigać gdzie chcemy, bez obawy o nasze stające się cieńsze w zastraszającym tempie portfele. Ciągle próbujemy ogarnąć ikamet (po upływie miesiąca od wjazdu do Turcji trzeba załatwić tą książeczkę, aby móc tutaj legalnie przebywać), co kosztuje 150 TL, czyli kolejne wydane pieniądze ot tak po prostu... 

W piątek, po wielkim śniadaniu z naszymi opiekunami w jednej z uczelnianych restauracji, zaczęliśmy w końcu zwiedzać Istambuł. Byłyśmy w szoku, kiedy wysiadłyśmy z tramwaju i naszych oczach dosłownie wyrosły meczety, obeliski, do tego słyszysz islamskie modły i myślisz sobie "kurcze, to jest ten Istambuł!". 
Pierwsze co zobaczyliśmy to najstarszy zabytek Istambułu - obelisk Teodozjusza z XV w.p.n.e.. Faraon Totmes III kazał go wybudować na pamiątkę swojego zwycięstwa w Mezopotamii. 
Po prostu słup - tylko że trochę stary i egipski :-) 

Hagia Sofia
Potem poszliśmy do uważanej za najwspanialszy obiekt architektury i budownictwa całego pierwszego tysiąclecia naszej ery - słynnej Hagii Sofii. Spodziewałam się czegoś więcej... 
Jak wchodzisz do bazyliki św. Piotra w Watykanie to nie ogarniasz takie to przepotężne, tyle figur, malowideł, przepychu! Tutaj tego nie było. Spodziewałam się ławek na przykład - jak w kościele. Pierwotnie to był kościół, potem przekształcono go w meczet, teraz pełni funkcję muzeum, więc może dlatego ich tam nie ma... 
Hagia Sofia wewnątrz




Hagia Sofia wewnątrz
Najbardziej znaną kolumną kościoła jest ta, zwana "płaczącą" lub "pocącą się", na której umieszczona jest stela świętego Grzegorza Cudotwórcy. Przypisuje się jej magiczne właściwości. Jako że Hagia Sofia wybudowana została jako kościół chrześcijański, jej oś jest odchylona o 10° od tradycyjnego w islamie kierunku. Wiąże się z tym legenda. W "płaczącej" kolumnie znajduje się otwór w który można włożyć kciuk. Jeśli pozostałymi palcami jesteśmy w stanie wykonać pełen obrót o 360° a kciuk będzie lekko wilgotny, spełni się nasze życzenie... Ja kręciłam:-)
Cysterna Bazyliki


Następnie Cysterna Bazyliki - bardzo klimatyczne miejsce, w podziemiach, z którego w  przeszłości ludzie czerpali wodę. Całość podtrzymywana jest przez kolumny. Wszystko jest podświetlone jak na zdjęciu, w tle słychać muzykę, wszędzie kapie woda. Klimat psuje tylko sklepik przy wyjściu gdzie można kupić Leys'y na przykład. Ale czego się nie robi, żeby tylko zarobić... 


Potem zjedliśmy kofte, malusieńką porcyjkę którą wszyscy się najedli tylko nie ja :-) ale już wiem dlaczego! Tutaj zapychasz się przede wszystkim pieczywem, które tutaj je się do wszystkiego, nawet do makaronu, a ja tak trochę nie bardzo z białym pieczywem stoję...

Po obiadku sporo naszych erasmusowców się rozeszło, nie wiem czemu. Nie rozumiem tego. Ja chodzę ciągle z uśmiechniętą michą od ucha do ucha! Jaram się wszystkim co widze, słyszę, jem! Jak można nie chciec z tego korzystać, zwłaszcza, ze mamy naszych "buddies", kórzy poświęcają swój czas, żeby nam wszystko pokazać, opowiedzieć, jeśli ktoś idzie sam na przykład, zaraz do niego podchodzą zagadują... Bardzo fajnie, że mamy takich ludzi. Oni też bardzo cieszą się z czasu spędzonego z nami, bo poznają ludzi zewsząd, mówią po angielsku ciągle (każdy nasz buddie był gdzieś wcześniej na erasmusie - np. Enis w Holandii, Ozgur w Danii, a Aytug w Czechach). Bardzo ogarnięci, zabawni faceci, którzy załatwiają za nas wszystko i martwią się on nas bardziej niż my sami.
Bazar Egipski
Potem zwiedziliśmy już w mniejszej grupce bazar egipski. Nazwa pochodzi z czasów osmańskich, kiedy to na tym bazarze handlowano przyprawami przywożonymi z Egiptu. Cudowne miejsce! Można tam kupić wszystko! Ceramikę, ubrania, przyprawy, słodycze no wszystko tam nadaje się jako "pamiątka z Turcji". 
Ciągle zaczepiali nas sprzedawcy, pytając skąd jesteśmy. Ja grzecznie odpowiadałam że z Polski, a potem nawijali coś po turecku idąc za nami, żebyśmy tylko weszli i coś kupili. Przestali nas zaczepiać, kiedy zaczęliśmy odpowiadać, że jesteśmy z Chin :-) 
Kolorowo.... :-)

Potem Petra, nasza Czeszka, zaprowadziła nas chyba do najdroższego sklepu w moim życiu. Wszystko wyglądało jak muzeum, albo jak jakaś wystawa, a przecież było na sprzedaż. Ceny sukienek sięgały 20 tysięcy TL. Narobiliśmy bałaganu i poszliśmy 
dalej :-) 

Przez cały dzień praktycznie mówiliśmy po angielsku. Ludzie nie lubią jak mówi się przy nich w języku, którego nie rozumieją. Ja też często zwracam uwagę, żeby nie mówili przy mnie po turecku. Śmiesznie jest więc kiedy Polacy rozmawiają po angielsku. Ale chyba na tym to polega wszystko. 
Mamy w grupie 3 Rumunki, strasznie odstające od wszystkich, mówią między sobą po rumuńsku, rzadko kiedy rozmawiają z kimś innym oprócz naszych baddies. Ale są też Gulhan, którą uwielbiam za mega optymizm i za to, że podchodzi do mnie zawsze i mówi że mnie kocha :-) Mamy dziewczynę z Bułgarii. Totalnie zakręconą krejzolkę, która ciągle kłóci się ze swoją koleżanką Bułgarką, a wczoraj na przykład zgubiła swój paszport! Jest Petra, wspomniana wcześniej Czeszka, która nie ogarnia Istambułu podobnie jak my, więc łączymy  się w bólu cały czas ;-). Mogłabym wymieniać dalej... Mamy na prawdę świetnych ludzi, aż chce się wychodzić! 


P.S Za naszą szkołę płaci się rocznie 19 tysięcy TL, a nie tak jak napisałam wcześniej 9 TL. Chyba z wrażenia mi "teen" uciekło ;-)

Od lewej Petra z Czech,  Kasia, Gulhan z Niemiec ale Turczynka, ja i Martina z Austrii






Od lewej Simona nasza "crazy girl" z Bułgarii, obok niej dwie Rumunki - Kamy i Roxanna, za nimi Ajtug, jeden z "buddies", kolejna Rumunka, za mną Ozgur - kolejny buddie, Kasia, potem Murta z Niemiec ale Turek, jego kolega to samo, ale imienia nie pamiętam i Severina - ta dziewczyna z którą nasza Krejzolka Simona się kłóci bez przerwy xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz