sobota, 28 kwietnia 2012

Nowe nadzieje?

w oczekiwaniu na Nią... <3

czwartek, 26 kwietnia 2012

Dzięki Bogu jestem Polką!

Śniło mi się ostatnio, że wróciłam do domu i oglądałam w moim domu zdjęcia z Turcji. 
Jeszcze kilkanaście dni temu to był zły sen, a teraz jest jak spełnienie marzeń. 

Moja fascynacja Turcją spadła do zera. I nie wiem czy to moja wina, czy wina tych przeklętych "różnic kulturowych", ale chyba powinny istnieć jakieś uniwersalne normy np. zakaz przemocy. Mimo, że w kulturze islamu nie ma religijnych podstaw do traktowania płci żeńskiej gorzej niż męskiej, obecnie kobieta jest uznana oficjalnie za człowieka (być może to sformułowanie śmieszy, ale nie zawsze tak postrzegano kobietę w krajach muzułmańskich). Niestety, nie ma równych praw dla kobiet i mężczyzn. W krajach muzułmańskich pozycja kobiety pozostaje od lat bardzo niska, ale bardziej przeszkadza to kobietom Zachodu niż Wschodu i na tym właśnie polega paradoks islamu. Zgodnie z wielowiekową tradycją od dzieciństwa przygotowuje się tam dziewczynki wyłącznie do rodzenia dzieci, zajmowania się domem i służenia mężczyźnie. I o dziwo, wielu kobietom islamu bardzo to odpowiada. Czują się bezpieczne, otoczone opieką, chronione przez prawo, chociaż nierzadko bite przez mężów i traktowane jak odrębny gatunek ludzki. Nauczone, że zajmują w społeczeństwie pozycję podporządkowaną mężczyźnie, jako mniej wykształcone, słabsze, bezradne, akceptują w znacznej większości swoją społeczną rolę i swój los. Nauczone takiej postawy wobec życia nie podejmują one działania w zakresie walki o zmianę swojej sytuacji. Nieliczne kobiety islamu, które się zbuntowały, albo zginęły, albo opuściły swój kraj... I to ostatnie to chyba  jedyne o czym myślę w tym momencie.
Kiedy mężczyzna wrzeszczy do kobiety "siktir git", a następnie idzie do meczetu się modlić, to coś tu jest nie tak. Najgorsze jest to, że 20 lat wpajania tego chorego wzorca za nic nie da się wypędzić. My, Europejczycy jesteśmy nauczeni rozmawiać, rozwiązywać problemy na spokojnie, nie zawsze to nam wychodzi, ale przynajmniej wiemy jak to się powinno robić. Tutaj nawet nie masz prawa się odezwać, bo zostajesz zagłuszony przez wrzaski Turka, który przecież zawsze ma racje! 
Nie mam pojęcia skąd to się bierze. Czy jest to zazdrość, że my możemy pozwolić sobie na więcej, że religia i kultura nie ogranicza nas w tak dziwny sposób? Przecież ta wolność to najlepsze co mogło nam się trafić! Czy to źle, że chcemy żyć po swojemu? Czuć się niezależni, a także nie interesować się sprawami, które nas nie dotyczą?

Przestałam się zachwycać. Dlatego też blog padł. Zdystansowałam się do tych ludzi. Rozmawiam z nimi bo muszę, a nie dlatego, że chcę. Nie mam zamiaru udostępniać zdjęć i opowiadać o rzeczach, które - jak się potem okazało - były tylko grą.  Ci, którym ufałyśmy i nie wierzyłyśmy, że są w stanie zawieść... zawiedli. Wszyscy mają dla nas teraz dwie twarze... 
Nie wiem co musiałoby się stać, żeby na nowo im zaufać, zakochać się jeszcze raz w Turcji i cieszyć się, że jestem właśnie tu a nie gdzie indziej...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Bursaspor!

Tak jak obiecywałam, filmik z imprezy w "360". Przed sobą macie prawie 8 minut roznegliżowanych tancerek. Enjoy! :-) (w tle oczywiście piski Gretty i moja ambitna rozmowa z Egemenem. Polecam 0:22 kiedy to jedna z nich podaje mi szampana, 2:53 kiedy dostaje "dokładkę", 3:32, żeby zobaczyć co działo się z Egemenem w 3:42 :-)



W czwartek byliśmy z Egemenem na meczu Bursaspor z Sivasspor. Moja pierwsza reakcja kiedy mi zaproponował to emocjonujące wydarzenie : "A daj Ty mi święty spokój!" Ale w końcu się zgodziłam - no przecież nie mogłam biedaka zostawić samego!
Myślałam, że to ot taki tam meczyk. Chodziło się przecież za Maćkiem na B - klasowe mecze Halniaka, KSK i inne. Myślałam, że to będzie podobny mecz. Ale jak wsiadłam do metrobusa, już widziałam poprzebieranych na biało - zielono kibiców Bursy (skąd pochodzi Egemen). Kiedy nagle przede mną wyrósł stadion i zaczęłam słyszeć przyśpiewki, wiedziałam, że kurcze, no łatwo nie będzie... Kiedy okazało się, że byłam jedyną dziewczyną jaką widziałam na meczu, zrobiło mi się jeszcze weselej... Pani ochroniarz (ochroniarka?! o.O) była drugą. Obmacała mnie z góry do dołu. Wygrzebała wszystkie moje rzeczy z torebki (jak dobrze, że rano zrobiłam w niej porządki, gdyby nie to, miałaby nie lada zadanie z przeszukaniem całego tego śmietnika) Okazało się, że moje plastikowe nożyczki, które mama kupiła mi gdy szłam do przedszkola i służyły mi do dzisiaj do wycinania fiszek, stanowiły nielada zagrożenie dla tych naładowanych testosteronem, wrzeszczących, agresywnych facetów, więc zostały mi brutalnie odebrane! Nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się z ich stratą... :-(

Kiedy Egemen zaprowadził nas do sektora dla rodzin z dziećmi zrobiłam jedno wielkie "C'MON!" Nie jestem przecież "rodziną", a tym bardziej "z dziećmi"! 
No to poszliśmy... w największy młyn!
Miałam mega frajdę! Atmosfera świetna! Od razu zostałam opatulona w biało - zielony szalik i śpiewałam z Egemen ich przyśpiewki. Chyba dobrze, że nie wiem co znaczyły słowa. Pewnie okazałoby się, że własnie nauczyłam się nowych tureckich przekleństw ;-)
Oczywiście mecz wygraliśmy 4:1. Za każdym razem jak Bursaspor strzelała gola byłam wyściskiwana przez Egemena, więc moje żebra niemalże zostały połamane... 4 razy. 





A teraz coś czego słuchałam z otwartą buzią. 

Wyrzuciłam Egemenowi pewnego dnia, że na fejsbuka wstawia zdjęcia z całego swojego życia. Dosłownie jak pamiętnik. Chyba pisałam kiedyś o tym, jak tutaj traktuje się facebooka - z profilu można wyczytać dosłownie wszystko, o każdym dniu przeciętnego Turka. No cóż - jak to powiedziała moja koordynatorka z WSB, pani Magda - "różnice kulturowe" (pozdrawiam serdecznie:-). 
No i spośród tych "pamiętnikowych" zdjęć z dzieciństwa zobaczyłam to. 



Mały Egemenek przystrojony w iście królewskie szaty. Okazuje się, że zdjęcie pochodzi z ceremonii obrzezania. 
Naczytałam się mnóstwo książek o tym obrzędzie, szczególnie obrzezania wśród kobiet, co jest chore! Ale obrzezanie chłopców ma się jednak inaczej. Jest niezbędne u żydowskich noworodków płci męskiej i u muzułmańskich chłopców jako rytuał religijny i powinno być wykonane z zasadami płynącymi z religijnych zwyczajów i tradycji. Zabieg najczęściej oznacza potwierdzenie przynależności do określonej grupy religijnej i społecznej. 
Jak dotąd byłam przeciwna temu zabiegowi. Bo niby po co usuwać coś, z czym się rodzimy, takim nas przecież stworzył Bóg. Ale obrzezanie zapobiega rakowi penisa, prostaty, jest zalecane ze względów higienicznych, estetycznych itd.. Polecam zajrzenie na stronę http://www.obrzezanie.com/

Zupełnie umknął mi fakt, że wszyscy nasi znajomi przecież muszą być obrzezani! Zaraz bezwstydnie zaczęłam wypytywać Egemena o cały ten rytuał.
Okazuje się, że jest to traktowane mniej więcej jak u nas Pierwsza Komunia Święta. Czyli bardzo ważny dzień, na który wszyscy czekają (prezenty, zjazd rodzinki itd.). 
Jedni po prostu kończą ceremonię na zabiegu w szpitalu, drudzy robią imprezy na miarę wesela. Wszystko zależy od rodziny, w jaki sposób chce uczcić ten dzień.
Egemen miał jakieś 10 lat, rodzice przyszli do niego rano i oznajmili, że dzisiaj jest ten ważny dzień dla niego, wszyscy będą się cieszyć, bo dzisiaj stanie się mężczyzną. 
Do jego domu zjechała się cała rodzina. Przystroili go w szaty, wsadzili w najlepsze auto i wszyscy pojechali na cmentarz, żeby pomodlić się za pośrednictwiem zmarłych do Allaha. W tym czasie mały Egemen przeżywał koszmar w obawie, że straci swój "przyrząd do siusiania" jak to powiedział w przed dzień ceremonii jego kuzyn, żeby nastraszyć biedaka!;-) Poor Egemen :)
Zazwyczaj zabieg ten odbywa się w szpitalu, ale rodzice Egemena chcieli odprawić obrzęd w domu. Szamotał się tak, że musiało go trzymać 3 chłopa. Okazało się, że i tak nic nie czuł, bo dostał znieczulenie (posmarowali go czymś znieczulającym).
Po wszystkim położyli go w specjalnie przygotowanym wcześniej wielkim, przystrojonym na tę okazję łóżku z baldachimem, musiał tak leżeć parę godzin. W tym czasie przychodzili do niego kuzyni, wujkowie, starsze dziewczęta z rodziny, mówili, że od teraz jest już mężczyzną, częstowali go papierosami (taki głupi obyczaj:-). 
Potem impreza przeniosła się do hotelu. Wnieśli Egemenka na iście królewskich "noszach" jak jakiegoś sułtana. I tam też położyli go w specjalnym miejscu. Przynosili mu słodycze i złoto (nie pieniądze w kopertach jak to bywa u nas), wszyscy tańczyli i bawili się do późna.
Nie będę opowiadać o szczegółach, ale ja słysząc tą historię byłam pod wielkim wrażeniem. 
To sobie Turki  ładnie świętują... :-) 

Coś za dużo Egemena tutaj ostatnio, tak zauważyłam własnie, ale skumaliśmy się bardzo. Jest jedną z najbliższych mi osób tutaj. Możemy gadać godzinami o pierdołach. Bardzo pozytywny chłopak :)

Nasze dialogii, z serii najlepsza dieta:
"Gretta! I'm hungry!"
"Shut up and go sleep!"
:-)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Wielkanoc

Jak obchodziliśmy Wielkanoc?
Średnio tradycyjnie.

W sumie gdyby nie facebook nie wiedziałabym nawet, że święta były w tym tygodniu... ;-) No cóż nie przepadam za świętami, zwłaszcza Wielkanocnymi, ale uświadomiłyśmy sobie z Grettą, że trzeba by chociaż trochę uczcić ten dzień. No więc w sobote pomalowałyśmy jajka w nasze imiona i teksty piosenek, których nałogowo tu słuchamy m.in. "hot right now" albo "I'm sexy and I know it" ;-) Poza tym nasz wielkanocny stół, a raczej dywan na tarasie mieścił, owe świąteczne jajka, naleśniki, nutellę, oliwki, chleb i czaj. 

W mojej rodzinie stukamy się jajkami i komu skorupka pierwsza się stłucze ten przegrywa. I tyle. Okazuje się, że w Mołdawii, skąd pochodzi Gretta, stukasz się jajkiem i mówisz "Jezus zmartwychwstał", druga osoba odpowiada "to prawda" i wtedy stuka się jajkami. Osoba z "ocalałym" jajkiem będzie miała szczęście przez cały  rok. Śmiesznie, kiedy dwóch muzułmanów było zmuszonych przez nas - katoliczki, do wypowiadania powyższych słów, ale taka jest tradycja, uszanowali to i świętowali z nami. 


Ze śmiesznych rzeczy - patrzyli na mnie jak na ducha, kiedy nakładałam ketchup na moje jajko. Ja na to: "No co?! Ja jem jajka z ketchupem, Wy jecie makaron z majonezem!" Serio byłam w szoku. Nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby ktoś jadł samiutki makaron z  majonezem albo ketchupem. Ale spróbowałam i faktycznie zjadliwe. 
Iście studencka potrawa.
Potem wylegaliśmy się na tarasie pół dnia. Podczas gdy Wy mieliście śnieg za oknem, ja leżałam w stroju kąpielowym na moim tarasie. 



Gretta od dwóch tygodni namawiała mnie, żebym poszła z nią do parku pochodzić po slackline. I znowu podeprę się matką Wikipedią:
 
Slackline (ang. slackline - luźna linia) – dyscyplina sportowa polegający na chodzeniu i wykonywaniu trików na taśmie, zazwyczaj o szerokości 2,5-3,0 cm, rozwieszonej i napiętej między dwoma punktami (drzewami, skalnymi turniami) na wysokości od kilkunastu centymetrów do kilkuset metrów.

Nie wiedziałam, że jest przy tym taka zabawa! Pierwsze kroki z pomocą Gretty i jeszcze jednej dziewczyny. Po pół godzinie utrzymywałam się sama, po godzinie stawiałam pierwsze kroki. Mogę się pochwalić, że wszyscy byli w szoku jak szybko się nauczyłam :-P 
Nie ma co! Za tydzień idziemy znowu. A po przyjeździe kupuje taśmę :-D Jaram się! Wystarczą dwa drzewa, taśma i uciechę mają wszyscy - dzieciaki, starsi ludzie, Ci, którzy własnie zaczynają i Ci, którzy ćwiczą od lat. Wszyscy najpierw przypatrywali się, a potem sami próbowali. Atmosfera była świetna!


W ogóle park na Taksimie to świetna miejscówka!  Ludzie grali w piłkę, uczyli się tańczyć,  występował jakiś magik, chłopaki ćwiczyli capoeirę, my z naszymi slacklinami, w powietrzu unosił się zapach smażonego köfte z cebulką. No mega! 
Świetny dzień. I chyba takie powinny być święta własnie. Totalnie bezstresowe. 
Przez cały dzień uśmiech nie schodził z naszych twarzy:-)



P.S Wiecie, że św. Mikołaj urodził się w Turcji? ;-)

niedziela, 8 kwietnia 2012

Küçük Kuzu :-)

Blog mi się zaniedbał. Sorry ;-) Wszystko mi się zaniedbało. Jest tak, że jak nie musisz robić prawie nic, to robisz jeszcze mniej. Nie wiem czy to jest zrozumiałe - w każdym razie chodzi o to, że strasznie się rozleniwiłam.

Tydzień mija pod znakiem wpadek językowych i w ogóle nauki języka. Na przykład siedzimy sobie grzecznie przy kolacji, patrzę, że Ufuk wcina jakieś zielone liście (jakkolwiek by to brzmiało). Pytam się więc, czy nie otruje się jak tego spróbuję - "Are your sure that I won't be sick after that?" Po czym Murat, Ufuk i Tarik wybuchają śmiechem. Trochę czasu zajęło zanim się uspokoili i uświadomili, że po turecku "çük" (podobna wymowa jak angielskie "sick") znaczy "penis"! Pozdro!

Kolejna kolacja, Tarik pożera nóżkę z kurczaka. Patrzę na niego z niesmakiem i pytam w pełną powagą "What are you doing with this kitchen?!". I znowu Egemen z Tarikiem śmieją się ze mnie. I znowu trochę czasu mi zajęło zanim zdałam sobie sprawę, że przecież jest różnica między "kitchen" - kuchnia, a "chicken" - kurczak!

Egemen stwierdził, że cofa się przy mnie ze swoim angielskim;-)
Razu pewnego już zrezygnowana taka pytam się Gulhan po polsku "Gulhan, czemu Ty nie mówisz po polsku?" na co Gulhan odpowiada słodkim polskim "Ku*wa", równie zrezygnowanym tonem;-) Trzeba było to usłyszeć, ja pokładałam się ze śmiechu!
Siedzę z Egemen na tarasie a ten nagle do mnie wypala: "Wiesz, jak byłem w Danii na Erasmusie, była tam jedna Polka, też Gosia jak Ty, i ona nauczyła mnie jednej piosenki po polsku". Ja na to, dawaj, śpiewaj. A ten zaczyna mi śpiewać "parabole tańczą"  (pozdro Cypek;-). Brzmiało to mniej więcej "parabole tańcioł, tańcioł tańcioł, tańcioł". Do tej pory jak Egemen chce mnie rozśmieszyć to mi to śpiewa - zawsze działa ;-)

W piątek Tarik wyprawiał swoje urodziny w klubie. Niestety atmosfera była nieciekawa, więc Egemen zaproponował przeniesienie się do innego klubu "360", w którym miał wejściówki za free. Okazało się, potem, że był to jeden z 10 najlepszych klubów w Istambule. I faktycznie, było co oglądać. Co chwile jakies występy, pokazy, akrobatki, tancerki, drummer. Musicie to zobaczyć!
Enis, Greta, Masia, Egemen :-)
Kiedy "zgasiliśmy światła" w 360 wpadliśmy na tosty, gdzie o 4:00 wkręciły nam się takie tematy, że i tutaj "zgasiliśmy światła" o 6:00, kiedy grzecznie zasugerowano nam, że powinniśmy już sobie iść ;-) Później wrzucę filmik z naszej imprezy.


Moja kolejna używka "Sahlep" - napój przyrządzany ze sproszkowanych bulw storczyka  męskiego  ugotowanych z mlekiem. Posiada charakterystyczny korzenny smak i aromat, doskonale komponujący się z mlekiem i cukrem. Często doprawiany cynamonem (żródło: matka Wikipedia).  Pyszności!


Mieliśmy spotkanie z rektorem Istanbul Aydin University, co by ponarzekać na to, co nam przeszkadza. No i trwało to dobre 3 godziny. Problemy typu nie działa nasz Extranet, w którym jest napisane m.in o tym gdzie, kiedy i jakie zajęcia się odbywają (lub nie). Żeby przejść przez bramki do szkoły używasz swojej legitymacji, to też nie działa, więc musimy zawsze tłumaczyć naszym ochroniarzom, że jesteśmy Erasmusami. 
Na zdjęciu moja mina mówi "błagam, nie podawajcie więcej mikrofonu Nigeryjczykom" bo to oni biedaki mieli najwięcej problemów do rozwikłania, a do tego mówili takim brudnym angielskim, że dosłownie czułam się zmęczona po każdej próbie zrozumienia co mówią. 
Kiedy narzekanie się skończyło poszliśmy znowu na Florya Beach. Zjedliśmy Waffle, lody i wpadliśmy na genialny pomysł - wesołe miasteczko! Cieszyliśmy się jak małe dzieci po prostu :-) padałam ze śmiechu jak Enis i Egemen wsiadali przerażeni do wózeczków. Baardzo fajny dzień!



Wczoraj mija dokładnie 2 miesiące odkąd jestem tutaj. Na tą chwilę jestem totalnie wkręcona w Turcję, w ludzi, ich mentalność tutaj. Zaczynam ich rozumieć. Śmiejemy się z Kaśką, że już nawet zaczynamy mieć  odruchy jak prawdziwe Turczynki (ale chustki nie założę nigdy w życiu :-) 
Mamy swoją zgraną paczkę. Na tę chwilę nie wyobrażam sobie żegnać się z tymi ludźmi, nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej, wracać do Polski. Zdałam sobie ostatnio sprawę, że jest dokładnie tak jak chciałam, lepiej nawet! Uwielbiam moje życie tutaj! 
Polecam każdemu to uczucie ;-)

Tym optymistycznym akcentem życzę moim najbliższym Wesołych Świąt. Spędźcie je fajnie, w jak największym gronie. Nie tylko na sprzątaniu, gotowaniu i zazwyczaj, o ironio, kłóceniu jak to bywa w okresie świątecznym ;-) Nawet jeśli w Turcji nie obchodzi się świąt Wielkiej Nocy, czuje się w powietrzu ducha tych świąt i ma się świadomość, że powinno się być teraz ze swoją rodziną. 
Myślę o Was i nawet nie zdajecie sobie sprawy jak Wam zazdroszczę, że jutro będziecie się obżerać żurkiem, kiełbasą i sałatką jarzynową, którą właśnie powinnam kroić ;-)