sobota, 3 marca 2012

25 lutego

Znowu zbyt dużo się działo, żeby to ogarnąć dzień po dniu. W zeszłą sobote urządziliśmy sobie kolejną wycieczkę po Istambule, ale tym razem zwiedzaliśmy fajne knajpki zamiast "świętych miejsc" Najpierw Ozgur i Enis pokazali nam ponoć najlepsze miejsce na zjedzenie baklavy - Karakoy, dzielnicę Istambułu. W końcu spróbowałam każdego rodzaju, co było niezłym wyzwaniem, bo jest strasznie słodka. Skończyło się na tym, że  2/3 mojej porcji wylądowała w torebce "na później". Także z baklavy się już wyleczyłam :-) 

Z moją Gulhan :* - With my Gulhan :* I <3 Honey


A jeszcze zanim doszliśmy w to miejsce, przechodziliśmy przez najromantyczniejszą uliczkę jaką widziałam, podobno też bardzo słynną tutaj, nie pamiętam tylko jak się nazywa. Bardzo wąska, ciągnęła się wzdłuż schodów wszędzie powystawiane fotele, kanapy, szisze, muzyka grała w każdej knajpie. Trudno jest mi to opisać, ale na prawdę byłam w szoku jak tamtędy przechodziłam.
CZAS NA PIERWSZĄ SZISZA PARTY! Kolejna klimatyczna knajpka - Alibaba. Wchodzisz, odrazu czujesz dym wydobywający się z fajek wodnych, na suficie zawieszonych jest mnóstwo kolorowych lampionów. Na stołach owoce, orzechy, słodycze, no czego sobie życzysz, niestety do takiej niekończącej się uczty dołączany jest rachuneczek za 20 TL na osobę, więc my biedni studenci siedzieliśmy i patrzyliśmy tylko, paląc sobie sziszę. Zawsze na imprezach jest tak, że jest jedna mała sziszka na 15 osób, a tutaj mieliśmy jedną wielką na 2, 3 osoby, więc po pół godzinie byliśmy juz całkiem "on a high" ;-) Siedzieliśmy tam dobre 4 godziny i planowaliśmy co jeszcze będziemy robić, m.in. łaźnie, gokarty, paintball, wycieczka do Kapadocji i inne różne gry i zabawy ;-) 

Alibaba 

I jak tu nie spróbować tego wszystkiego?! Za truskawkami rozmazany Ozgur (sorry Ozgur) i jedna z Rumunek - Roxanna

Mieliśmy iść na jakieś Erasmus Party, ale jak zwykle wylądowaliśmy w Jokerze u Michała i Renaty, którzy tam pracują, Chcieliśmy się złożyć na Manitę po 5 TL, ale że nikt nie miał drobnych 5 tylko same 10, Filiczkowska wymysliła, żeby odrazu zamówić dwie butelki :-) potem Michał doniósł nam jeszcze jedną butelkę zielonego "czegoś tam" i skończyło się tak, że jak nam zgasili muzykę o 4 nad ranem to tańczyliśmy sobie do tego co sami śpiewaliśmy ;-) 
Jest 4:30 a Istambuł tętni życiem. Na ulicach mnóstwo ludzi, którzy dalej szukają jakiegoś klubu to wytańczenia, m. in. my ;-)
Ale w końcu zwinęliśmy się do domu z Kasią o 6 nad ranem. 

Postaram się nadrobić zaległości z tego tygodnia. Jest o czym pisać, ale nie mam wszystkich zdjęć, trudno je ogarnąć, bo każdy robi swoim aparatem, a nie na każdym wychodzą dobre zdjęcia, dlatego musimy się dzielić. A co to za posty bez zdjęć? ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz