środa, 15 sierpnia 2012

Żegnaj Antalio, żegnaj Turcjo, żegnaj blogu!

Gdy tylko wysiadłam z busa, buchnęło na mnie gorące powietrze. Niesamowite uczucie. Ahmet już czekał na mnie w Antalii, zaprosił mnie na śniadanie, po którym zaraz chciałam wyskoczyć na plażę. Niestety ostudził on mój zapał twierdząc, że przed 15h nikt nie wychodzi z domu, bo jest tak gorąco, że aż niebezpiecznie. 
Sweet focia w lustrze z Ahmetem ^^
Musiałam mu zaufać, ale długo nie mogłam wytrzymać w domu. Każdego kolejnego dnia wychodziłam z domu o 12h, żeby móc zachwycać się słońcem, którego tak mało mamy w Polsce podczas wakacji. To było to, czego brakowało mi od 4 lat. Totalnie bierny odpoczynek polegający na plażowaniu, taplaniu się w gorącym Śródziemnomorskim morzu, jedzeniu, świeżych owoców, imprezowaniu do rana i kąpaniu się w morzu o północy. 


Leniwe popołudnia na balkonie uwielbiałam! 


Gościli nas Anja, prześliczna, sympatyczna, skromna Niemka, również Erasmuska, którą podziwiałam za determinację z jaką uczęszczała codziennie rano na zajęcia z języka tureckiego. 
W mieszkaniu był też Siukru, Turek, który skończył Turystykę i Rekreację, pracował w hotelu i był na Erasmusie w Niemczech. 
Wszyscy: Ahmet, Anja i Siukru mówili do siebie po Niemiecku co było dla mnie fajną opcją. Mogłam się podszkolić, ale zazwyczaj wyglądało to tak, że kiedy oni mówili do mnie po Niemiecku, ja odpowiadałam im po angielsku. Uważam to za swoją porażkę edukacyjną - 10 lat nauki języka niemieckiego, żeby przez pół roku mówić po angielsku i nie potrafić przejść z jednego języka na drugi.
Z Anją

Siukru
Spędziliśmy ze sobą świetny czas. Wszyscy byli dla mnie niezwykle mili. A ja śmiałam się do siebie, bo w życiu bym nie pomyślała, że ostatnie dni w Turcji spędzę z Ahmetem, którego na początku tak unikałam!

Pamiątki dla rodziny, o których myślałam, że przez cały mój pobyt w Turcji kupiłam na szybko, za co byłam na siebie strasznie zła. Ja i moja walizka z 6 kilogramowym nabagażem łatwo pożegnaliśmy się z Turcją. Gdybym miałam odlatywać do Polski z Istambułu byłoby mi o wiele trudniej, tymczasem ja opuszczałam tylko Antalię, z którą nie byłam aż tak związana. O wiele trudniej było mi się rozstać z Ahmetem, z którym spędzałam 24 godziny na dobę przez ostatnie 5 dni. Był to najgorszy aspekt Erasmusa - spędzasz z bliskimi Ci ludźmi 24 godziny na dobę każdego dnia, a potem nagle musisz się z nimi pożegnać, najczęściej na zawsze. To prawdziwe igranie z ludzkimi uczuciami. 

Kiedy przyleciałam na lotnisko do Berlina prawie naga, w krótkich spodenkach i krótkiej bluzce, tym razem uderzyło mnie zimne powietrze. Na odbiór z lotniska miałam czekać 9 godzin. Miałam więc czas na nastawienie się na odwrotny szok kulturowy.

Siedziałam na tym samym lotniksu, w tym samym miejscu, dokładnie pół roku temu i wystraszona spodziewałam się dosłownie wszystkiego po moim Erasmusie. Teraz było już po wszystkim. Ten cudowny, mimo wszystko, czas w Turcji minął za szybko. Pozostaje Ci w myślach pytanie: czy to był sen, czy ja na prawdę pół roku spędziłam w obcym kraju, pozostawiona samej sobie. Ale tym razem, siedząc na lotnisku, kiedy widziałam Tureckich pracowników, mogłam im odpowiedzieć "dziękuję" w ich własnym języku.

Kiedy jechałam z Berlina do Polski, mój pierwszy szok pojawił się, kiedy stanęliśmy na Polskiej stacji. Zdziwiłam się niesamowicie, kiedy ekspedientka, obca mi osoba mówiła do mnie po Polsku. 
Kolejny szok, niemal panika, pojawiła się wtedy kiedy wjechałam samochodem do mojej małej miejscowości z której pochodzę. Bałam się! Przez te pół roku oczyściłam się z brudów małomiasteczkowej mentalności. Żyłam zupełnie innym życiem, a przede wszystkim walczyłam o to, żeby czerpać z życia przyjemność. W moim mieście jest to o wiele bardziej utrudnione. Dlatego depresyjny nastrój udzialał mi się tutaj częściej, zwłaszcza gdy naokoło wiało nudą, a jedyne co widzisz to młode dziewczyny zachodzące w ciążę przed 20-tką i ich chłopaków, którzy wieczory po pracy spędzają w barze pijąc piwo lub niekończącą się wódkę. 

Weszłam do domu niepostrzeżenie, otworzyłam drzwi do mojego pokoju, chłonąc jego znajomy zapach. Zdziwiłam się, kiedy w większośći mojej garderoby znajdowały się malenskie ciuszki mojego brata i uśmiechałam się do siebie, kiedy zobaczyłam poukładane w rządku maleńkie buciki. Położyłam się w moim łóżku, założyłam na nogi skarpetki pierwszy raz od 3 miesięcy, bo było w nim dość zimno. Jakie było moje zdziwienie, kiedy otulilam się nie kocem, nie prześcieradłem, ale kołdrą! Niesamowite uczucie, którego nie doceniałam, a tak bardzo było mi brak podczas zimnych lutowych nocy w Istambule.
Położyłam głowę na poduszce, zastanawiając się, czy to, co się wydarzyło przez ostatnie pół roku to był tylko sen, czy na prawdę się stało i zasnęłam niemal płacząc jak dziecko za tym co już nigdy się nie powtórzy.
Rano miałam wspaniałą pobudkę kiedy to zobaczyłam mojego brata śpiącego koło mnie. 6 miesięcy i 5 kilogramów później nie przypominał maleństwa jakie trzymałam na rękach zaledwie 3 dni przed moim wyjazdem. Za to od teraz już wiedziałam, że w domu będzie teraz o wiele ciekawej niż dotychczas.
Z Post Erasmus Syndrom, o jakim mówią o Erasmusi po powrocie do domu (depresja, brak zainteresowania przez znajomych, utrata kontaktów), w ogóle mnie nie dotyczył. Kiedy szłam ulicą ludzie zaczepiali mnie pytając jak podobał mi się wyjazd, mówili, że dobrze wyglądam i że czytali mojego bloga. Dużo znajomych odrazu odezwało się do mnie po moim powrocie. Było mi bardzo miło. Oczywiście nie obyło się bez wpadek językowych, których mi nie brakowało. Wprowadzałam niechcący angielskie słowa, przez co czasami było mi strasznie głupio. Ludzie wtedy najczęściej myślą że "o! przyjechałam gwiazda zagranicy i jest taka światowa, że już zapomniała jak sie mówi po Polsku. Na szczęście nawyk mi minał po tygodniu.

Byłam pewna, że ten czas wykorzystałam dobrze. Zarzucałam sobie tylko, że nie podróżowałam więcej. Zawsze czekałyśmy z Petrą i Gretą a to na lepszą pogodę, a to na więcej wolnego czasu, a potem okazało się, że przyszedł lipiec i wszystkie Erasmusowe wycieczki się skończyły.

  Wyjeżdżałam na Erazmusa z pewnością, że będzie to najlepszy
czas w moim życiu, beztroski, wśród nowych przyjaciół, pojawią się nowe możliwości. I rzeczywiście właśnie tak było! I tak bardzo jak byłam szczęśliwa, jak bardzo nie wierzyłam w te wszystkie wspaniałe rzeczy wokół mnie, rozczarowanie uderzyło mnie z taką samą mocą.
Nie żałuję niczego co tu się działo. Byłam głodna, bezsilna i czasem zbyt silna. Wiem na pewno, że to, co spotkało mnie podczas 4 miesięcy pobytu w Turcji nauczyło mnie jak być samodzielną, jak załatwiać sprawy, które wydawały mi się tak trudne. Od tej pory nic nie jest dla mnie trudne. Stałam się wrażliwsza, a z drugiej strony twarda jak skała.

I będę szczęśliwa, choćbym to szczęście miała sobie narysować :-) 

Filifionka



KONIEC