sobota, 11 lutego 2012

Dzień 3

Śmieją się z nas, że przywiozłyśmy śnieg z Polski. Dzisiaj były już tylko 2 stopnie, za co serdecznie przepraszamy ;-)
Dzień wcześniej umówiłyśmy się z Mehmetem, że wstaniemy o 10h, wyszykujemy się i jedziemy do naszego uniwersytetu, dokładnie do naszej opiekunki, Mariany, która pomoże nam z mieszkaniem. Oczywiście Mehmetowi znów nigdzie się nie spieszyło, więc już wkurzone same chciałyśmy tam jechać nie wiedząc gdzie jest ten uniwersytet, jak kupić tutaj bilety na metrobus ani nawet jak dostać się z naszego domu na przystanek. Byłyśmy kompletnie zależne od innych. Kiedy już chciałyśmy znowu nagadać Mehmetowi ten przyszedł z mega śniadaniem, więc znowu nas ułaskawił J.
Nasz uniwerek wygląda jak hotel. Bardzo nowoczesny hotel. Przed wejściem stoją bramki. My nie miałyśmy legitymacji, więc od razu zapytali się nas przy wejściu kim jesteśmy. Mehmet zaprowadził nas do Mariany. Bardzo sympatyczna dziewczyna, pochodząca z Rumunii , która skończyła ekonomię, była na Erazmusie w Belgii i na praktykach lub czymś podobnym w Turcji, po czym zaproponowano jej pracę na uniwersytecie. Zapytałyśmy  od razu co z naszym zakwaterowaniem, czy może nam coś załatwić. Niestety nie bardzo mogła nam pomóc. Pokazała nam tylko strony internetowe z wynajmem mieszkań, które i tak wczoraj przewertowałyśmy od góry do dołu. Odezwała się natomiast jej starsza koleżanka z biura, Turczynka, która przypomniała sobie, że jeden z profesorów naszego uniwersytetu ma luksusowe mieszkanie znajdujące się zaledwie 10, 15 minut od szkoły, że syn jego przyjaciela tylko tam mieszka i płaci za całe mieszkanie. Dwa razy w tygodniu przychodzi ekipa sprzątająca. Miałybyśmy płacić 200€ za osobę, co nam się nie uśmiechało, dlatego miałyśmy się spotkać z tym profesorem i pogadać na temat obniżki.
Profesor okazał się bardzo sympatycznym, wyrozumiałym gościem, który zna sytuację Erazmusów. Zaproponował cenę 100€ za osobę. Nie mogło być lepiej! Teraz tylko pozostało nam spotkać się z naszym nowym lokatorem, również studentem Aydin, który pokaże nam mieszkanie. W międzyczasie Mariana zaprowadziła nas do stołówki uniwersyteckiej, w której panował mega imprezowy klimat. Muzyka na full, unoszący się zapach jedzenia, śmiejący się ludzie. Wszystko robiło fajne wrażenie.
Okazało się, że nasz lokator to typ człowieka którego nie znoszę. Gruby, zarośnięty  outsider z długimi włosami, bogaty koleś w brudnych podartych trampkach,  którego angielski choć dobry (podobno), był kompletnie nie zrozumiały. Bez przerwy powtarzałam „wolniej”, „głośniej” „powtórz jeszcze raz” i „nic nie rozumiemy!”. Jakaś masakra. Mieszkanie faktycznie było  luksusowe. Niestety klimat tam w ogóle nam nie odpowiadał. A wiadomo, że to jest bardzo ważne, prawda Cyprian? J Było tam strasznie depresyjne, ciche, smutne. Do tego mijać się z tym gościem codziennie… O nie! No ale było tanie i blisko szkoły. Powinnyśmy tam zamieszkać.
Tak "radziłyśmy" sobie z tureckim jedzeniem :-)
Załamane i głodne poszliśmy jeść wszyscy. Chciałyśmy czegoś szybkiego, co można wziąć w rękę i iść z tym. Ale nie! Mehmet zabrał nas do restauracji. Menu po turecku, więc polegałyśmy tylko na chłopakach. Zamówiliśmy coś podobnego co jedliśmy poprzedniego dnia na kolację – warzywa zawijane w taki placek mięsny. Dobre, choć smak w ogóle nie podobny do niczego. 
Po lewej Mehmet, po prawej ten dziwny koleś

Podczas kolacji nasz cudowny nowy kolega bez przerwy się uśmiechał i gapił na nas, jak na idiotki. Rozumiem, że może nasze umiejętności jedzenia tej potrawy wyglądały dość komicznie i dlatego. Ale gapił się dziwnie nawet jak piłam wodę. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam czy coś z nami nie tak, dlaczego się tak gapi, czy robimy coś nie tak?! On na to, że uśmiecha się dlatego, że przypomniał sobie zabawną sytuację z przeszłości. WTF?! Nawet ja potrafiłabym wymyślić lepszą kulę po angielsku. Stwierdziłyśmy z Kaśką, że to już przegięcie. Koleś był co najmniej dziwny. Poprosiłyśmy Mehmeta, żeby pojechać do mieszkania jego znajomych. Tego, które miałyśmy umówione już w Polsce, bo okazało się, że jednak właściciel opuścił  nam cenę na 100€ na głowę zamiast 150€.
Okazało się być bardzo w porządku. Postanowiłyśmy tu zostać. Mieszka tu Kadir, na widok którego od razu cieszy Ci się buzia, Hakan, pół-Turek pół-Bułgar, z jasnymi włosami i mega niebieskimi oczami, który przywitał nas w zielonych dresach i kapciach w lwy i Mufasa, zwany Doktorem, bo jest… dentystąJ. Wszyscy studenci Aydin, mniej więcej w naszym wieku. Najlepsze jest to, że oni ni w ząb po angielsku! Doktor tylko coś tam rozumie i stara się mówić. Atmosfera okazała się o niebo lepsza. Poczęstowali nas czajem, śmialiśmy się i wygłupialiśmy, bo w ogóle nie mogliśmy się dogadać. Oni do nas po turecku my do nich po polsku. Wszyscy świetnie się rozumieliśmyJ. Wyobraź sobie, że przychodzisz do studenckiego mieszkania w Polsce i czym Cię częstują? Wódką oczywiście! Tutaj siedzieliśmy sobie przy herbatce!
"çay" czyt. "czaj" herbata w typowych tureckich szklankach, z tyłu Hakan w jego wspaniałych kapciach :)

W końcu Filiczkowska rzuciła hasło: „idziemy na imprezę”. Najpierw tylko Doktor się zgodził, ale potem namówiliśmy też Kadira i Hakana. Podczas jazdy metrobusem do Taksim – centrum, zdążyłam się nawet pierwszy raz zakochać ! Niestety obiekt moich westchnień, który siedział koło mnie nawet na mnie nie spojrzał, więc tłumaczę sobie, że na pewno był gejemJ. Przeszliśmy się po Taksim Square, sławnej ulicy w Istambule. Jedliśmy pieczone kasztany, które smakowały jak mieszanka ziemniaków i orzechów. Na wystawach sklepów widziałam buty prosto z szpileczki.com! Mega! Wszędzie gra turecka muzyka. Środek tygodnia, a każdy bar, dyskoteka jest przepełniony. Doktor tylko cały czas się się gubił, więc najczęściej wypowiadane zdanie tego wieczoru to „Doktor is lost, again!”.
Szukaliśmy klubu, gdzie miała być impreza dla Erazmusów, ale to był jakiś niewypał. Poszliśmy do innego.  Ja i Doktor piliśmy sok pomarańczowy, on ze względu na to, że nie może pić alkoholu, bo religia mu nie pozwala, ja bo byłam zmęczona i piwo już całkiem by mnie pozamiatało. Kasia natomiast wypiła najdroższe piwo w swoim życiu! Za dwa, podawane w małych kuflach zapłaciła 20 TL, czyli około 45zł! Powiedziała, że to był jej ostatni raz. Mi włączył mi się obserwator, natomiast Doktor na trzeźwiutko tańczył i wygłupiał się cały czasJ.
Od lewej Doktor, ja, Hakan, Kasia i Kadir

Stwierdzam, że Turczynki, które nie noszą chust i ubierają się po europejsku są prześliczne. Natomiast prawie wszyscy Turcy są zarośnięci, noszą brody, jedyny przystojny Turek jakiego widziałam to ten wspomniany wcześniej z metrobusa. Eh…
Wróciliśmy  taksówką na 5 osób w 7! Taksówkarzowi w ogóle to nie przeszkadzało.
Znów powrót do mieszkania Mehmeta, praktycznie nie odzywając się do siebie ze męczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz