sobota, 11 lutego 2012

Dzień 2

Dzisiaj rano Kasia opowiadała, że słyszała coś jakby islamską modlitwę, którą śpiewa się taki charakterystyczny sposób. Oczywiście rano jest w stanie obudzić mnie tylko mój przerażający budzik, więc nic nie słyszałam, ale że dzieje się to 5 razy dziennie, więc mnie nie nie ominęła. Potem Mehmet wytłumaczył nam, że to Imam, który nawołuje  do modlitwy.
Czekałyśmy dzisiaj od rana na Mehmeta, który pisał jakiś egzamin. Nieważne, że mówił, że będzie o 13h i wtedy pojedziemy do właściwego mieszkania. Przyjechał o 16h, bo przecież Turkom się podobno nigdy nigdzie nie spieszy. Miał dla nas fascynującą wiadomość – właściciel naszego mieszkania nagle podniósł nam czynsz do 300€ zamiast już wcześniej ustalonych 200€. Mehmet rozmawiał z tym właścicielem, ale w końcu nie dowiedział się dlaczego nagle nastąpiła taka zmiana. Po prostu… Był bardzo zły na niego. Nie rozumiem jak można się zachowywać się tak nieodpowiedzialnie!  Kiedy Mehmet dowiedział się o podwyżce stwierdził, że to mieszkanie nie jest warte tylu pieniędzy, więc od razu zaczął szukać dla nas czegoś innego. Jego koleżanka ze studiów miała akurat dla nas wolny pokój za 250€. Problem był taki, że mieszkali tam również jej rodzice. Nie chciałyśmy takich warunków. Nie czułybyśmy się tam swobodnie. Przepraszał nas obie,  ale zrobił nam turecki obiad – kurczak soute, jakkolwiek się to pisze, więc mu wybaczyłyśmy i zaczęliśmy szukać nowego mieszkaniaJ
Napisałam mnóstwo ogłoszeń na Erasmusowych grupach na facebook’u. Odezwało się sporo ludzi, z których większość tylko życzyła na powodzenia. Jeśli chodzi o konkretne oferty to mieszkania były albo za drogie, albo w beznadziejnym położeniu, więc stanęło na tym, że Kasia napisała maila do Mariany, naszej erasmusowej opiekunki, opisując nasza obecną sytuację. Mamy przyjechać do uniwersytetu jak najszybciej i ona pomoże nam z mieszkaniem.
Zjadłyśmy kolację składający się z jakichś małych bułeczek przypominających pizze, owiniętych w mieszaninę cebuli, pomidorów i „czegoś jeszcze” bardzo ostrego. Popiłyśmy, podobno w ciul drogim tutaj piwem. Miałam zjeść jedną, ale kiedy Mehmet zaproponował dokładkę nie mogłam odmówić w myśl zasady „jak dają to bierz” J. Było pysznie.
Nagle Mehmet wpadł do naszego pokoju z „good news”! Okazało się, że właściciel wcześniej umówionego mieszkania zmienił zdanie i jednak nie obniży nam czynszu, że właściwie jutro wieczorem możemy się tam spokojnie wprowadzać. Mi ręce opadły. Wygarnęłam Mehmetowi, co myślę o tym gościu. Powiedziałam, że w porządku, bierzemy to mieszkanie, pod warunkiem, że jutro nie znajdziemy niczego innego. Nagle więc pojawiło się światełko w tunelu.
Wszystko wydaje się takie klaustrofobiczne. Siedziałyśmy w tym pokoju cały dzień. Ciągle sprawdzałyśmy maile i wiadomości czy aby ktoś nie zaoferował jakiegoś mieszkania. Nie tak sobie wyobrażałyśmy pierwsze dni. Jutro jest impreza pod nazwą „We Love Erasmus Istanbul Meeting”. Nie ukrywam, że idę tam z nadzieją nie tyle co świetnie się bawić, co popytać ludzi i znaleźć sympatyczny tani pokoik z jakimiś Erasmusami.
P.S Wspaniale jest wychodzić na taras w piżamie bez obaw, że zamarzną Ci wszystkie kończyny. Mamy 10 stopni J, a ulubione słowo Kasi na dzisiaj to „belki” – „być może”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz