wtorek, 27 marca 2012

Mów mi Masia

Stwierdziłyśmy, że po prostu nie damy za wygraną i idziemy na bazar choćby się paliło i waliło i kupimy w końcu te przeklęte buty i inne "bardzo potrzebne" rzeczy. Wyobraźcie sobie 4 baby pośród innych tureckich bab, które walczą o miejsce przy stole na który właśnie rzucono ciuchy z ZARY, Mango i New Yorkera za jakieś (przeliczając na polskie) 8 zł/sztuka! Znalazłam między innymi swoją bluzkę pomiędzy tymi szmatami, za którą ja zapłaciłam jakieś nienormalne 60zł a tam była za 8zł o.O
Bazar opuściłyśmy z wieloma torbami i mimo, że wszystko takie "taniutkie i w ogóle" zostałyśmy bez kasy... jak zwykle ;-)

Hotel Romantic
prawda, że romantyczny? ;-)
Mała Hagia Sofia
tu też

W sobotę miałyśmy pierwszą wycieczkę w ramach naszego przedmiotu - historia Istambułu. Niestety nasz profesor, którego opowieściami o sztuce bizantyjskiej był zachwycony chyba tylko on sam, mówił tylko do siebie, więc jedyne co zapamiętałyśmy z naszej 6 godzinnej wycieczki to to, że Matka Boska przedstawiona na mozaice w Hagii Sofii ma 4 metry, a Dzieciątko Jezus 2 metry.  Dziękuję. 


Jedynym klimatycznym miejscem okazał się Kościół św. Sergiusza i Bakchusa, zwany małą Hagią Sofią. Wszystko w błękitach i bieli. Szkoda tylko, że dostałyśmy ataku śmiechu, którego za nic nie mogłyśmy powstrzymać (jak to zwykle w miejscach i czasie najmniej do tego odpowiednich ;-)  i nie mogłyśmy nacieszyć się atmosferą tego miejsca.

Focia w metrze! Enis, ja, Marketa i Paul ze złamaną nogą
(znajomi Petry z Czech), Edit,
Aytug, Egemen, a u góry Hakan z Kaśką
Wróciłam do domu z Gulhan, która zrobiła kawę po turecku, pycha! A wieczorem wpadła do nas reszta towarzystwa. Poszliśmy na miasto, ale trudno było się wbić naszą 15 osobową wycieczką do jakiegokolwiek klubu bo było mnóstwo ludzi. I jak zwykle kiedy większość znajomych wróciło do domu, zaczęła się impreza.  Nikt nie pamięta co to był za klub, ale co się wybawiliśmy to nasze! Enis przez cały wieczór był strasznie zwieszony, ale jak zaczęła lecieć turecka muzyka, jak strzała wyleciał na parkiet. My z Gulhan pokładałyśmy się ze śmiechu co chłopaki wyprawiali na parkiecie! Tutaj oni bawią się niesamowicie! Tańczą w typowy dla Turków sposób, śpiewają cały czas! Na prawdę potrafią się bawić. Serce mi rosło przy każdej kolejnej piosence!

Wkręciła mi się! chyba właśnie dlatego, że mam przed oczami Gulhan, Enisa i Egemena, którzy to śpiewają! ;-)

Chłopaki tak się dobrze bawili, że musieli spać w naszym mieszkaniu, bo ich okazało się nagle za daleko ;-)

Rano budzi mnie ranny ptaszek - Egemen, który poprzedniego wieczoru ledwo dotarł na ostatnie piętro w naszym wieżowcu, a tu jakby nigdy nic, świeżutki, wyspany budzi mnie i mówi, że za pół godziny śniadanie na tarasie. Oczywiście moja pierwsza reakcja (albo jej brak) - śpię dalej! 
W końcu ściągnęli ze mnie kołdrę z samego rana o 12:00! i przytargali na taras. No meeega! 

Gretta, jedyna blond czupryna w towarzystwie - ja, Egemen, Tarik, Murat, Deniz, Sami
Ciężkie życie Erazmusa :-)

Słoneczko grzało, do tego mnóstwo jedzenia! Potem chłopaki rozłożyli dywany, przynieśli poduszki i tak zalegliśmy na słońcu do 17h. Wieczorem okazało się, że słońce oprócz tego, że jest takie "milusie i cieplutkie" także nieźle opala! Dobry polew ze mnie mieli wieczorem, kiedy okazało się, że moja twarz jest spieczona na raka!

Obiecałam sobie, że w tą niedziele nie wychodzę z domu i ogarniam się ze wszystkim co zaniedbałam. No i faktycznie z domu nie wyszłam - nie musiałam, bo wszyscy siedzieli u nas. A jedyne co ogarnęłam... Nie, w sumie to nic nie ogarnęłam. Brawo za kolejny pracowity dzień. 


Co mnie ostatnio zdziwiło - w Polsce jak zamawiasz jedzenie przez telefon (pizze, czy na przykład zakupy przez internet) musisz dopłacić za dowóz. Oczywiste, prawda? W Turcji nie dość, że nie płacisz za dowóz to do tego w ogóle płacisz mniej niż normalnie. Wytłumaczyli mi to tak: "Zazwyczaj idziesz sobie na Taksim zjeść Hamburgera na przykład, który kosztuje 5 TL i to jest dobra cena dla właściciela restauracji/baru. Jeśli jesteś bardzo głodny, płacisz nie myśląc o cenie. ALE! Jeśli zamawiasz jedzenie przez telefon/online, widocznie nie jesteś głodny tak bardzo, bo wiesz, że dostaniesz jedzenie dopiero za 30 minut i bardziej zastanawiasz się nad ceną i wybierasz najtańszą i najlepszą opcję. Najważniejszą kwestią jest też to, że posiadacze takich stron internetowych z dostawą jedzenia, obniżają ceny, żeby mieć "branie" u klientów. Mam nadzieje, że wytłumaczyłam to mniej więcej po polsku. To Turcja własnie - wyścigi na sprzedawanie jedzenia.

Ostatnio na naszej uczelni codziennie coś się dzieje. A to pierwszy dzień wiosny, a to jakaś rocznica czegoś, a to prezydent Albanii przyjeżdża do naszej uczelni. Dobrze, zajęcia przy tym są często odwoływane i zawsze rozdają darmowe obiadki i słodycze :-) 

Z ciekawszych temtów ostatnio - rozmawialiśmy o imionach i nie mogli się nadziwić, że skoro mam na imię Małgorzata, mówi się na mnie Gosia, skoro te dwa imiona nie mają ze sobie prawie nic wspólnego. Jak na to, że można się zwracać do mnie też Małgosia, Małgośka, Gośka itd, i że reaguje na wszystkie. Nie mogli tego ogarnąć! 
Kasia jest bardziej zbliżone do Katarzyny, więc chłopcy stwierdzili, że powinno się do mnie mówić "Masia"! Logiczne, nie? Pokładałam się ze śmiechu ;-)


P.S Ticket to Paris - mission completed! ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz