poniedziałek, 5 marca 2012

Gosia śpiewa

Nie pisałam o tym wcześniej, bo w sumie wydawało mi się, że nie ma o czym. Z dwa tygodnie temu pewnien chłopak umieścił post: "szukamy osoby grającej na skrzypcach do zespołu rockowego". Ja  skomentowałam jego post "nie gram na skrzypcach, ale śpiewam i gram na gitarze". Za chwile napisał do mnie czy nie chciałabym pójść na próbę zespołu. Zgodziłam się. Spotkaliśmy się na Taksimie, myślałam, że pójdziemy na jakąś próbę czy coś, a on do mnie, że możemy iść do niego, bo on mieszka niedaleko. Zaznaczam, że był to mój pierwszy samotny wypad w miasto bez Kaśki. Odrazu powiedziałam, że ja tak nie chcę, bo go nie znam, boję się itd. To ten do mnie, żebym oczywiście się niczego nie bała, że mieszkają u niego Polacy itp. itd. Jestem nienormalna, ale poszłam tam! Chyba tylko dlatego, że wiedziałam, że mieszka z tymi Polakami i dlatego że jak uścisnął mi rękę na powitanie to w ogóle nie przypominało to męskiego, pewnego uścisku. Chyba naczytałam się za dużo "Mowy Ciała" Allana i Barbary Pease, ale stwierdziłam, że gość jest niegroźny. Zaufałam intuicji i faktycznie przeżyłam! W jego mieszkaniu mieszkało 2 Polaków - Kasia i Kamil, bardzo sympatyczna dwójka, która się nie lubi, ale wylądowała razem na Erazmusie, milusio ;-) 
Dżan pokazywał mi wcześniej swoje nagrania w necie, które były beznadziejne, ale miałam nadzieję, że to wina sprzętu. Jednak nie... Chłopak w ogóle nie umie śpiewać i chyba jeszcze nikt mu o tym nie powiedział, na gitarze jedynie potrafi grać. Reszta, czyli perkusja, druga gitara, klawisze i bas w mierę ok, choć czasami nierówno. Nie wiedziałam czy brać w tym udział, śpiewałam już w wielu parszywych zespołach i miejscach, za każdym razem obiecując sobie, żeby więcej tego nie robić tylko trzymać "poziom" :-). Ale chęć śpiewania jest większa... 
Poszłam więc na kolejną próbę. Już z zespołem, nie było tylko basisty, Francuza, który miał dołączyć dopiero na koncercie. Tam spotkałam dziewczynę urodzoną w Austrii, która mieszka w Niemczech, ma chłopaka Francuza a tak w ogóle to jest Polką. Dziewczyna zna Polski, Niemiecki, Angielski i Francuski, wszystko biegle. Byłam w szoku. Śpiewa w Berlińskim chórze, w Turcji też próbowała grać po knajpkach. Mamy się kontaktowac na dniach, może uda nam się razem coś zdziałać tutaj. 
Po tej próbie z zespołem byłam załamana, nie chciałam śpiewać na tym koncercie. Miałam zaśpiewać "Promises" Cranberries i robić chórki w tle Dżanowi. Zaśpiewałam chyba tylko dlatego, że Michał mnie namówił. Pozdro Misiu! Powodzenia 6 marca! :-) 
W dniu koncertu weszliśmy na backstage, a tam siedział sobie śliczny chłopak - Matthieu, Francuz, jak się później okazało - nasz basista! Wszyscy byli w szoku jak go zobaczyli, bo jadąc do Francji miał dredy, a tu nagle ma króciutkie włosy! Mega pokręcony, śpiewał i tańczył, biegał bez przerwy. Chodzące ADHD. Przegadaliśmy cały wieczór. Niestety wraca do Paryża w ta sobotę, bo jego Erasmus właśnie się skończył.
Nie piszę o koncercie, bo nie ma o czym. Widownią byli w sumie tylko znajomi Dżana. Ale cieszę się, że tam poszłam. Przynajmniej poznałam Matthieu (zdjęcia z koncertu dostanę niedługo, pewnie znajdą się na fejsie).
Następnego dnia dzwoni do mnie nasz szalony Francuz (btw. nie cierpię rozmawiać przez telefon po angielsku, zwłaszcza z z ludźmi, którzy dobrze mówią!). Pyta się czy mam plany, bo chciałby pójść gdzieś ze mną. No to poszliśmy! 
Pierwszy raz byłam w meczecie. Zachowywałam się strasznie! Matt ciągle mnie uciszał, albo upominał, że buty, które ściaga się przed wejściem do meczetu nie moga leżeć na dywanie. Byłam strasznym nieogarem!;-) 

Meczet w środku

Przed każdym meczetem
Punkt widokowy w pobliżu meczetu


Następny cel to górka w pobliżu tego meczetu, z której było widać Istambuł. Świetne miejsce! Potem jedliśmy baklavę nad brzegiem Bosforu. Siedzieliśmy na murku, pod nogami mając morze, nad głowami mewy i patrząc na promy na tle zachodzącego słońca... Trochę mnie poniosło :-P Ale jak zazwyczaj nie jestem romantyczna to muszę przyznać, że to akurat było. 

Byłyśmy w szkole ustalić nasz plan zajęć. Oczywiście nie obyło się bez problemów, bo nie wszytskie kursy sa otwarte , ale ciągle trwają konsultację;-) Mam nadzieję, że obędzie się bez zaliczania przedmiotów na WSB. Prawdopodobnie będziemy miały coś jak nauczanie indywidualne, czyli osobne zajęcia z wykładowcami, albo zaliczanie przedmiotów przez internet - oni nam wysyłają materiały, my się uczymy, przychodzimy, zaliczamy, nawet nie będziemy musiały pojawiać się na uniwerku. Mega! Niestety nie uczą tutaj języka niemieckiego, więc na pewno będę musiała zaliczyć semestr po przyjeździe. Zamiast niemieckiego będę miała hiszpański, więc Filiczkowska będzie teraz walczyć z: angielskim normalnym, professional english w szkole, tureckim, hiszpańskim, a jak wrócę do domu to czeka na mnie niemiecki! Będę poliglotką ;-)

Nie ma to jak iść do szkoły po ponad miesięcznych "wakacjach" :-) Lubię to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz