środa, 21 marca 2012

Party Weekend!

Na moją domówkę zaprosiłam w sumie z 10 osób. Ale napisałam, żeby wzięli ze sobą znajomych jak chcą. Okazało się, że było nas jakieś 40 osób. Miejsca oczywiście nie było, ale nikomu to nie przeszkadzało. Ktoś tam romansował w kuchni, inni roztańczyli się w salonie, a my po cichu piliśmy tequilę u mnie w pokoju ;-)
Petra, Gulhan, Enis, ja, Edit, Judit

Potem przenieśliśmy się do klubu. Nie pamiętam kiedy tak dobrze się bawiłam! Oczywiście potem tańczyliśmy i śpiewaliśmy na środku Taksimu, to już norma. Petra nas nagrywała, wiec pierwszy raz widziałam siebie "weeesolutką". Ciekawe doświadczenie, aczkolwiek nie polecam nikomu ;-) (na nagraniu opowiadam na przykład jak to wszystkim bardzo kocham :-) Poniżej upubliczniam wersję light ;-)



Od lewej: Enis, nie wiem, Gretta, za nią Murat, skrzywieni Ozgur z Alishem, za nimi Tarik i Lorenzo z Włoch, którego akcent po prostu uwielbiam, ja Gulhan i Ajtug


łódź z zewnątrz
Byłam za to rozczarowana "wielkim Boat Party" z okazji dnia św. Partyka. W sumie zapowiadało się nieźle. O 22h czekali wszyscy w porcie, ubrani na zielono (na szczęście zabrałam ze sobą moją "małą zieloną";-). Nagle podpływa łódź cała w fioletowych światłach. Mega! W środku nawet nie było stolików, czy foteli, tylko parkiet - typowo imprezowa łódź! Tylko muzyka zawiodła, ludzie też. Gretta podrywała Niemca, Alish i Vincent szukali "Szczęścia" na parkiecie, a ja siedziałam z Polakami, którzy opowiadali jak to w czwartek zorganizowali "polish vodka party". Ich znajomi przywieźli z Polski 18 litrów wódki, bo chłopaki nasze polskie ubolewają, że alkohol tu taki drogi ;-) już zgadaliśmy się na "polish vodka party - part 2". 
Na szczęście potem jakoś znalazłam się z Paul'a to chociaż udało mi się potańczyć.
Impreza skończyła się koło 2h, a potem wszyscy przenieśli się do klubów. 

na statku
W poniedziałek miałyśmy wolne, więc pojechaliśmy na Florya Beach. Świetne miejsce, i do tego jakieś 15 minut na piechotę od naszej szkoły, więc po szkole będziemy tam chodzić na pewno. 
Plaże, restauracje, boiska do gry, wesołe miasteczko. Jak już położyliśmy się na skałkach wzdłuż plaży z widokiem na morze to trudno było nas z nich ściągnąć. 
Pierwszy raz w środku nauki poczułam się jak na wakacjach. Zapach i widok morza to coś na co czeka się przez cały rok, a ja to mam na wyciągnięcie ręki. Niesamowite. 

Potem jedliśmy Waffle - jak gofr, tylko w formie kanapki. Przejadłam się baklavą to teraz czas naleźć inny nałóg w postaci Waffle ;-)
Niżej zdjęcia z wyprawy.











Zniszczyłam już drugą parę butów w ciągu dwóch tygodni, a dziewczyny potrzebowały kupić sobie coś, więc wczorajsza misja: znaleźć tani bazar (jakich tu podobno pełno) i kupić coś na szybko. Oczywiście nasz wszechwiedzący, wszechogarniający Ozgur wpadł na genialny pomysł, żeby nas zawieźć SWOIM AUTEM na zakupy. Po prostu pękał z dumy. 
Przypomniał mi się hit... ;-)
http://www.youtube.com/watch?v=GKbTC8Z_EGc&ob=av3e
Zamiast na bazar woził nas po jakichś galeriach, do tego chodził za nami cały czas. Nie tak to sobie wyobrażałyśmy. Pytam się w końcu: "Jesteś facetem! Powinieneś nie lubić zakupów, do tego z 4 dziewczynami!", na co on "Przywykłem do tego". Taaak, Ozgur nasz boski żigolo otaczany przez same dziewczyny (które nie zawsze chcą być otaczane przez niego... :-)
Oczywiście zamiast butów kupiłam leginsy, a dzień uwieńczyliśmy tak jak poprzedniego dnia wielkim Waffle z jagodami, trudkawkami, nutellą, kasztanami, wiśniami, ananasem, wszystkim!

Niestety już zauważyłam, że jest mnie "więcej". Może nie tyle co więcej, co widzę, że efekty chodzenia prze 2 miesiące na siłownię już zanikają. Raz jem dwa wielkie posiłki dziennie, raz jem przez cały dzień po trochu, a raz mam dietę ze słodyczy (które tutaj mają nieziemskie!) i kebabów. Na szczęście nadal trzymam sztamę z moją przemianą materii, więc nie jest tak źle.

Moja ulubione słowo w tym tygodniu to "efendim" - coś jak "pan", Turcy używają go gdy odbierają telefon lub niedosłyszą i proszą o powtórzenie. 


Bisous!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz