Jakie to niesamowite uczucie,
kiedy Twój wysiłek nie idzie na marne, kiedy nawet nie wierząc w swoje siły
zyskujesz to czego w życiu byś się nie spodziewał – dostałam maila zwrotnego od
jednej z najbardziej cenionych raperek w Polsce!
Działamy Kochani! Działamy!
Moja kolejną misją po powrocie z
Francji było zdać egzaminy. Z Interpersonal Comunication miałam problem, bo
przez cały semestr praktycznie żadne zajęcia się nie odbyły, żadnych notatek,
niczego. Jeszcze okazało się, że podczas mojego pobytu w Paryżu zmieniono nam
profesora. Idę więc do niego spowiadać się z mojej dwutygodniowej nieobecności
i prosić o jak najłaskawszy egzamin. Wchodzę do jego biura. Siedzi dwóch
facetów.
- Przepraszam, szukam profesora Oz – oznajmiam
- Nie nie! Szukasz najlepszego i najprzystojniejszego
profesora w Istambule – wita mnie ów profesor
- Ok… - a w głowie miałam „WTF?!”.
Wyjaśniłam sytuację i zapytałam, czy muszę znać na pamięć tę
księgę którą, jak się okazało, obowiązywała mnie na egzamin. Po czym profesor
zaczął opowiadać mi o swojej 19-letniej córce jak to z nią podróżuje po całym
świecie, jak to jego syn studiuje w USA itd. Poznałam całą historię rodziny, po
czym zapytałam:
- Nie mogę po prostu zrobić jakiejś prezentacji? – robiłam
ładne oczka
I jedyne co usłyszałam od niego
było:
- We are not germans. C’mon! Are you crazy?! You didn’t come here to study!
- Ok, ale… - nie dokończyłam zdania.
Tym razem
to profesor robił do mnie ładne oczka powtarzając co chwilę „We are not
germans”. Wiadomo, że Niemcy do kraj gdzie wszystko chodzi jak w zegareczku,
stąd jego porównanie. W Turcji, jako Erazmusi mogliśmy sobie pozwolić na więcej
luzu.
Nagle do
jego biura wpadło 3 innych studentów. Zaczął mnie im przedstawiać, hihihi
hahaha i moje oficjalne spotkanie w biurze profesora skończyło się wspólnym
zdjęciem. Tak się sprawy załatwiaJ
Apropos Niemców. Ahmet mój Niemiecko-Turecki kolega zaprosił
mnie na mecz
Niemcy : Grecja do jednej z knajpek. Użyję eufemizmu – no
Polacy zazwyczaj nie kibicują Niemcom. Mimo, że kibicowałam Grecji zostałam
bezwolnie wymalowana w Niemieckie barwy. W końcu udzieliła mi się atmosfera
(albo Efes), wymachiwałam Niemiecką flagą i śpiewałam razem z nimi
„DEUTSCHLAND! DEUTSCHLAND! Po meczu udaliśmy się na imprezę świętować „nasze”
zwycięstwo. Okazało się, że jeden ze znajomych Ahmeta był profesjonalnym
tancerzem. Przetańczyłam z nim jakieś dwie godziny bez przerwy. Odtańczyliśmy
taki dirty dancing na parkiecie, że wszystkie oczy na nas. Jeszcze z nikim tak
dobrze mi się nie tańczyło!
- What are you doing?
- Studying, so boring…
- Me and my cousin are sitting at home, and
playing poker. Would you like to join us?
- I don’t know. We wanted to go with Greta to
Reina or Masquarade today. Anyway, I have to wait for her until she will come
home
…Ale w końcu
pojechałyśmy. Zanim się wygramoliłyśmy z domu była prawie druga w nocy, ale i o
tej porze napotkaliśmy ogromny korek na moście Bosforskim. Wjeżdżając na most
Nus przypomniał mi coś, co kompletnie wyleciało mi z głowy będąc w Turcji, a
czytałam o tym wiele przez przyjazdem.
- Nus, dlaczego na tym moście nie
ma żadnych ludzi? Przecież nawet chodnik jest. – zapytała niewinnie Greta
- Zamknęli ruch dla pieszych,
kiedy okazało się, że most Bosforski to idealne miejsce dla samobójców. – odpowiedział
jej Nus.
Przejeżdżałam
wiele razy przez ten most, ale bardzo szybko. Dzięki korkowi, przez który
utknęliśmy dostrzegłam jego niezwykłość.
- Też wybrałabym to miejsce –
oznajmiła wesoło (!) Greta.
- Greta, jesteś nienormalna–
odparłam. Tylko jej mogła do głowy przyjść ta jakże niespotykana myśl.
Właściwie
miała trochę racji. Światła samochodów i domów po europejskiej i azjatyckiej
stronie podzielone czarną głębią wody, wjazd na most, łączący jedyne na świecie
miasto leżące na dwóch kontynentach, wyglądający jak brama do piekieł,
oświetlone z każdej strony meczety, pomarańczowy księżyc.
Zapierający dech w piersi widok,
który mógłby być ostatnim widokiem w życiu człowieka.
Kiedy
dojechaliśmy do domu Nusa, rozłożyliśmy się wielkich kanapach w jednym z
wielkich niemalże pałacowych pokoi w jego domu, sączyliśmy nasze drinki vodka-visne,
i czułyśmy się w końcu na maxa wyluzowane. To było to czego potrzebowałyśmy od
dawna – znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
Nagle
Filiczkowska wpadła na genialny pomysł, a była jakoś 4 w nocy „Chodźmy
popływać”. Oczywiście w willi Nusa, w której ilości pokoi i łazienek nie byłam
w stanie policzyć, nie mogło zabraknąć też basenu. Tylko Greta ucieszyła się na
mój pomysł, ale w końcu i tak wszyscy na końcu paćkaliśmy się w wodzie. Było
świetnie! W ogóle nie przejmowałam się, że mój makijaż właśnie artystycznie
rozpływa się po całej mojej twarzy.
W końcu
zmarznięci wróciliśmy do domu. Piliśmy dalej, słuchając muzyki, dopóki Nus nie
zarządził spania! Jego „rozkaz” w tamtym momencie wydawał mi się absurdalny!
Dobrze się przecież bawiliśmy. Kiedy odsłoniliśmy zasłony okazało się, że
zastał nas świt. Była 6 rano.
Czy to ważne,
że 6 godzin później miałam pisać egzamin z Interpersonal Comunication…? ;-)
Wiadomość od Grety pewnego
sobotniego wieczoru: „Gosia, dawaj na Taksim, pomożesz mi z ankietami”. To
pojechałam.
Zrobiłyśmy wywiad z Brightem,
który siedział samotnie w Burger Kingu i jak się okazało bardzo chętnie
udzielał nam wszelkich odpowiedzi.
Nagle dostaje telefon od Pekcana: „Gosia gdzie jesteś? Dawaj
na imprezę”. W Burger Kingu byli po 3 minutach.
- Po co wam te wielkie torby?
- Wracamy ze stażu, mamy ze sobą laptopy.
Po czym ja też wyciągnęłam ze
swojej mojego. I tak właśnie z całym naszym ekwipunkiem, Gretą i kolejnym
afrykańskim przyjacielem poszliśmy się bawić. A impreza była niesamowita.
Manita lała się strumieniami, dosłownie! Bo po co używać kieliszków. Alkohol
miałam nawet w uszach. Spontaniczna, szalona noc!
Koniec o imprezach!
Teraz o kościele!
Greta, uczestnicząc w swoim
projekcie poznawała nowych afrykańskich znajomych. Pewnego dnia dostała
zaproszenie od Bright’a na mszę, na której mogła znaleźć więcej osób chętnych
do przeprowadzenia ankiety.
Jak się okazało, było to
niesamowite przeżycie dla niej. Opowiadała mi o ludziach w transie, modlitwie
polegającej na tańcu, charyzmatycznym pastorze.
Takie rzeczy
zawsze kojarzyły mi się z amerykańskimi filmami, gospel itd. Nie sądziłam, że i
w Istambule takie rzeczy się dzieją. Następnym razem poszłam razem z Gretą.
Była to
specjalna msza, która odbywała się w piątek od północy do 3 nad ranem.
Wchodzimy z Gretą, wokół nas sami Afrykance, tylko my białe. Oczywiście znowu
wszystkie oczy na nas. Ale to na pewno my byłyśmy bardziej zdziwione tym co
zastałyśmy: wszyscy na sali tańczyli, klaskali, śpiewali, grał zespół. Pierwszy
raz spotkałam się z czymś takim! Bardzo podobał mi się ten sposób modlitwy.
Następną część mszy prowadził pastor. W ogóle nie przypominało to cichej
kontemplacji jaką spotykamy w katolickim kościele. Pastor wykrzykiwał zdania,
niby po angielsku, ale prawie niczego nie rozumiałam. Ludzie powtarzali, a
raczej wykrzykiwali te same frazy kilkanaście razy więcej, poruszając się w
swój własny rytm myśli, czy słów, nie wiem, upadali na kolana, całowali
podłogę. W każdym razie polegało to wszystko na popadaniu w trans, osiąganiu
jakiegoś rodzaju nirwany. I faktycznie, niektórym ludziom udawało się to do
tego stopnia, że kompletnie tracili nad sobą kontrolę i potrzebne im były sole
trzeźwiące.
My z Gretą stałyśmy jak sparaliżowane, co chwile tylko patrząc na
siebie nie wierząc w to, co dzieje się wokół nas.
W końcu nastąpiła 3 część spotkania, w której pastor czytał
fragmenty Biblii i prawił kazanie. Wciąż nie przypominało to normalnej mszy.
Zawsze miałam za złe naszym
księżom że podczas kazań przybierają sztuczny, anielsko-dobrotliwy głosik. W
tym przypadku sposób w jaki przemawiał do ludzi pastor, był strasznie
agresywny, brzmiało to nawet diabelsko czasem. Krzyczał jak opętany.
Kiedy skończyła się msza, okazało się, że pastor chce z nami
porozmawiać. Poszłyśmy więc do jego kantyny. Przywitał nas w jego kościele,
pytał się nas skąd jesteśmy, co tu robimy itd. Zapytał też czy nie miałybyśmy
ochoty zaśpiewać na jednej z mszy. Oczywiście zgodziłyśmy się. Była 4 nad
ranem, moja głowa była pełna, nie rejestrowała poprawnie już niczego po tym
całym transie, więc godziłyśmy się już na wszystko.
I tak zamiast jak zazwyczaj wracać w sobotę nad ranem z
imprezy, to my wracałyśmy z kościoła.
W ogóle ostatnio nasi znajomi
pochodzą tylko z Nigerii. Znowu totalnie zmieniłyśmy towarzystwo. Pewnego dnia
dostałyśmy zaproszenie na mecz Ghana : Nigeria.
Pamiętacie
film z Jim’em Carrey „Yes Men”? My ostatnio jesteśmy z Gretą “Yes
Women”. Zgadzamy się na wszystko i jak się okazuje, nasze życie się
pokolorowało, zyskałyśmy na tym wiele. Razu pewnego zostałyśmy zaproszone przez
naszych nigeryjskich znajomych na mecz Nigeria : Ghana. Ghana wygrała, dlatego
nasi nigeryscy znajomi byli niepocieszeni. Żeby mimo wszystko umilić sobie
czas, poszliśmy na Taksim coś zjeść.
Ghana w żółto - czerwonych strojach, Nigeria w białych |
W drodze śmiechy chichy, ja wchodzę na
jezdnie, a we mnie o mało nie wjeżdża taksówka! W ostatniej chwili złapał mnie
i dosłownie wszarpał na chodnik Emy, jeden z naszych towarzyszy,
najpotężniejszy i najpiękniejszy czarnoskóry mężczyzna jakiego widziałam. A
potem jak bodyguard trzymał mnie mocno za rękę i nie chciał mnie puścić, żeby
znowu dziecko, nie daj Boże, nie wskoczyło na jezdnie. Ja bardziej jak
chroniona, czułam się jak ofiara porwania, a że moim porywaczem był Emy –
model, aktor, piłkarz, muzyk – nie stawiałam większego oporu :)
Wielki Emy! |
Zaczęłam doceniać uroki podróżowaniu samej. Robię sobie samotne
wycieczki po mieście. Zwiedzam plaże, jem w różnych dziwnych miejscach. Wyruszam
prawie codziennie w inną stronę miasta. Ostatnio wybrałam się promem na jedną z
wysp książęcych, z książką w ręku o wdzięcznym tytule „The Bastard of
Istanbul”, czując się jak „Kobieta na Krańcu Świata”, no może nie Świata, ale
Europy na pewno.
Okazało się, że hiszpański zdałam na 90%, a znałam tylko
odmianę „ser” i estar” i francuskie czasowniki, które jak się okazało były podobne
do hiszpańskich. Szaleństwo! W ogóle okazało się że wszystkie przedmioty zdałam
na AA i BB, co oznacza same 5 i 6! Jestem geniuszem! Do tego świetna wiadomość
z Polski - nie musze zdawać egzaminu z
angielskiego i kończę edukację w tym języku z oceną celującą, dziękuję bardzo
Pani profesor :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz