niedziela, 22 lipca 2012

Güle güle Istanbul!


Otwieram maila pewngo cudownego antalijskiego dnia i czytam…

„Hi Malgorzata,


First of all we would like to thank you for your participation in our 
contest myexperienceabroad.com

We contact you to inform that you have been finalist in our contest. We 
liked so much your story and in the future we would like also to publish it.

We just wanted to contact you before making public the results of the 
competition.

CONGRATULATIONS!!

Manuel Cortes
MyExperienceAbroad Direktor”


 Okazało się, że zostałam finalistką konkursu, o którym wcześniej pisałam na blogu organizowanego z okazji 25 rocznicy programu Erasmus. Czytałam tego maila ze 20 razy i nadal nie mogłam uwierzyć w to co czytałam! Kolejna świetna wiadomość! Jeszcze nigdy nie wygrałam niczego w międzynarodowym konkursie! Jeśli kiedyś przyjdzie mi trzymać w ręku moją własną, wydaną, oprawioną książkę chyba oszaleję z radości. 

W linku znajduje się dokładne zestawienie nagrodzonych i uczestników wraz z krótkimi recenzjami nadesłanych prac. 
O mojej napisano: 
"This is the kind of story you cannot stop reading once you start and reflects a very personal cultural differences between countries in Europe. She meets all the challenges and turns them into opportunities, not getting off the reader of the work."

"To rodzaj opowieści, której nie można przestać czytać od początku i odzwierciedla bardzo osobiste różnice kulturowe pomiędzy krajami w Europie. Ona napotyka wyzwania i zamienia je w możliwości, nie przestając czytać dzieła."







Ostatnie dwa cele jakie sobie wyznaczyłam jako punkty „Must See In Istanbul” to słynne (tylko dla Polaków) muzeum Adama Mickiewicza w Istambule i najwyższy budynek w Turcji – Sapphire.

Pierwszy z nich, muzeum, jest słynne dlatego, że Mickiewicz zmarł w Istambule, a w mieszkaniu w którym mieszkał utworzono muzeum.
napis przy wejściu do muzeum
Nie powiem, wygląda to trochę biednie wszystko, a znudzony kustosz był nieco zaskoczonego faktem, że właśnie ktoś przyszedł zwiedzać. 
Natomiast atmosfera mi się podobała. Totalna cisza, ułamek polskości w gąszczu istambulskiej inności. A jak zaczęłam czytać:


„Litowo, Ojczyzno Moja! Ty jesteś jak zdrowie,
Ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto Cię stracił…”

… to dawno nie czułam takiej dumy z tego, że jestem Polką. I mogę się wydawać śmieszna to naprawdę zdałam sobie sprawę ze znaczenia tych słów. Tęskniłam już nie tylko za rodziną i jedzeniem, ale za Polską! 

z popiersiem Mickiewicza




Czytając informacje o Mickiewiczu, Polsce w XVIII i XIX zdziwiłam się parę razy. Nawet nie wiedziałam, że Polskę i Turcję łączyły tak dobre koneksje!

tylko 53 piętra
…No i Sapphire, najwyższy budynek w Turcji znajduje się w Istambule. A jednak 261 metrów, 54 piętra. Jak tylko wyszłyśmy z Gretą z windy micha od razu mi się ucieszyła. No widok niesamowity! Przez pierwsze 3 minuty wszystko nam się kołysało. Niesamowite uczucie. Nawet udało nam się zobaczyć miejsce gdzie Niekończący się Istambuł w końcu się… kończy.

- Greta, powiedz mi jak się czujesz znajdując się wyżej niż 99,9…… % ludzkości
- Wow! Masz rację, nawet nie zdawałam sobie sprawy!
Zatrzaskałyśmy fot, nacieszyłyśmy oczy i wróciłyśmy z 53 piętra na ziemię.




Greta



Nasz Istambuł!


Jeszcze będąc we Francji wpadłam na szaleńczy pomysł wracania z Turcji na stopa. To zawsze było moje marzenia, a łącząc przyjemne z pożytecznym mogłam zaoszczędzić mnóstwo kasy na bilecie lotniczym. Napisałam do paru istambulskich, erasmusowych Polaków, odezwałam się na różnych fejsbukowych grupach, ale wszyscy albo już kupili bilety, albo termin im nie odpowiadał, albo po prostu pisali, że to świetny pomysł i życzyli mi powodzenia. W końcu pomyślałam, że jak nikogo nie znajdę do pojadę sama!
Nawet moja mama jakoś specjalnie się nie sprzeciwiała temu pomysłowi tak bardzo jak Greta! I to w sumie przez nią nie zrobiłam tego. Przytaczała mi takie historię i to z życia wzięte, że pomysł mi się kompletnie odwidział. Jestem pewna, że kiedyś to zrobię, ale nie jako samotna polska blond turystka po Turcji i Rumunii – to faktycznie zbyt ryzykowne.

Ale wymyśliłam sobie, że pojadę do Antalii do tego samego miasta, w którym była moja mama, choćbym miała pojechać nawet sama. Jak się okazało, mój polsko-niemiecki przyjaciel, Ahmet zgodził się mi towarzyszyć, do tego załatwił nam nocleg u swoich znajomych i zgodził się pełnić funkcję mojego przewodnika. Wszystko ładnie pięknie do momentu kiedy kupiłam bilet w niechlubnym biurze turystycznym Nilufer...
Ze wszystkimi się już pięknie pożegnałam i spakowana w nostalgiczno-egzustencjalnych nastrojach ruszyłyśmy z Gretą na Taksim, skąd miałam pojechać busem do Antalii.
Stawiamy się na miejscu godzinę przed wyjazdem. Wkładamy moją walizkę do busa i pytamy ładnie Pana z biura o której mamy być tutaj powrotem na miejscu, bo chciałyśmy jeszcze zahaczyć o jakiś kebab i lody.
Pan nam ładnie odpowiada
- Half past eleven
I pytałyśmy jeszcze ze dwa razy i Pan dwa razy odpowiada „Half past eleven”.
Ostatni istambulski kebab i lody, hihihi, hahahaha, kiedy to nagle Greta dojrzała dwóch czarnoskórych chłopaków co by przeprowadzić z nimi wywiad do jej projektu. Agentka Greta oczywiście bezpretensjonalnie podeszła do biedaków, zaczęła z nimi nawijkę aż tu nagle zrobiła się 23:20.
- Greta, musimy spadać!
No to poszliśmy wszyscy. Pod biurem znalazłam się o godzinie 22:27. Widzę jednego jedynego busa. Chciałam wyciągnąć jeszcze z mojej walizki telefon, a jak się okazało, mojej walizki w busie brak! Pytam się ludzi naokoło, czy ten bus jedzie do Antalii – „tak, do Antalii!”. Podaje mój bilet kierowcy, pytam się gdzie mój bagaż. Kierowca oczywiście nic nie rozumie, dlatego inni ludzie naokoło zaczęli mi coś tam tłumaczyć, że busów było więcej, może mój bagaż znajduje się w innym i że pewnie znajdę go kiedy dojedziemy na terminal. Nie było czasu nawet zapytać się nikogo z biura bo bus wahadłowy już odjeżdżał. No to wsiadłam.
Co się okazało – na terminalu mojego bagażu ani widu ani słychu, idę do punktu informacji, po czym mówią mi, że właśnie znajduję się na terminalu, który nie należy do biura, w którym kupiłam bilet, a to mieści się na drugim końcu miasta. Ręce mi opadły. Natychmiast zwaliłam na nogi całe biuro informacji, żeby dowiedzieli się gdzie mój bagaż. Okazuję się, że na Taksimie, w punkcie wyjścia. No tak, jak nie gubisz walizki gdzieś na lotnisku w Rzymie to gubisz ją w busie do Antalii. Powinnam się już przyzwyczaić...
Wracam na Taksim, dzwonie do Grety, a ta po dwóch minutach pojawiła się u mnie z owymi dwoma afrykańcami.
Chciałam opowiedzieć o całej sytuacji facetowi, który pracował w biurze. Jak się okazało – on ani słowa po angielsku (btw, jak można zatrudnić w biurze podróży kogoś kto nie mówi słowa po angielsku…?!) Z nieba spadło nam nagle 3 tureckich chłopaczków z płynnym angielskim. Opowiedziałam całą sytuację, jak to pojawiłam się na miejscu o określonym czasie (a nawet przed), jak to wytłuczono mi, że bus jedzie do Antalii i że nie było w tym mojej winy, że przegapiłam bus i że chcę bilet na jak najszybciej do Antalii. Na co gość w biurze mi odpowiada, że muszę kupić nowy bilet następnego dnia. Ja na to, że nie ma mowy o kupowaniu biletu, że czuję się poszkodowana i że chcę zwrotu pieniędzy, albo bilet na następny bus. 
Pracownik biura, totalna sierota nie był w stanie nic zrobić. Mówię mu więc, że chcę rozmawiać z kierownikiem biura, na co on, że dopiero jutro nad ranem będę mogła porozmawiać z kimś innym. Ok, chciałam więc zostawić w biurze mój bagaż, co by go nie targać znowu ze sobą.  Na co nierozgarnięty pracownik biura odpowiada mi, że nie mogę. Ja do niego, że mnie to nie obchodzi, i zostawiam bagaż tu gdzie stoi. Kiedy powiedział mi, że on za niego nie będzie brał odpowiedzialności zaczęłam już po polsku wyklinać na niego, na Turcję, na wszystko dookoła, bo nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje wokół mnie. 
Biedni tureccy chłopcy, którzy próbowali mi pomóc, a tylko się nasłuchali jaka to Turcja jest ble ;-)
W końcu opuściliśmy wszyscy biuro: dwie Europejskie dziewczyny, dwóch Afrykańskich i dwóch Tureckich chłopaków. To żeśmy się podobierali w pary. Kolejna spontaniczna noc przed nami.
- Chłopaki, nie dziwcie się wcale. Kłopoty nas kochają. Gdybyście spędzili z nami ostatnie pół roku, w końcu byście przywykli - podsumowała Greta.

Poszliśmy więc na Taksim na którym zjedliśmy obrzydliwie niezdrowe hamburgery, Greta przeprowadziła kolejny wywiad, Ola – jeden z naszym afrykańskich znajomych udawał Obamę, a potem poszliśmy do przepięknego parku na Taksimie, o istnieniu którego nawet nie miałam pojęcia. Włączyły nam się wszystkie zabronione tematy: seksu, religii, polityki itd – wszystko z perspektywy 3 różnych światów, Europy, Afryki i Azji. Mimo wszystko to była świetna noc. 
Nad ranem poszliśmy znowu do nieszczęsnego biura. Nierozgarnięty pracownik wydawał się nieco bardziej empatyczny tym razem. Wciąż czekaliśmy na jego zmiennika. W końcu przyszła – wytatuowana wielka kobieta. Pytam:
 - Do you speak english?
- Yes, I do.
Sytuację zdążył wytłumaczyć jej poprzedni zmiennik. Ta wykonała jeden telefon, po czym powiedziała, że nic może zrobić, że muszę kupić nowy bilet. Ja się na to oczywiście nie godziłam, tłumaczyłam, że to ja tu jestem poszkodowana, że potrzebuję pomocy z winy ich własnych pracowników, a teraz oczekuję rekompensaty.
Kobieta nagle przestała rozumieć mój angielski, kompletnie mnie ignorowała i na koniec niemal wyganiając mnie powiedziała, że obok znajduje się inne biuro. Mnie uczono na studiach, że klient to Twój Pan, że trzeba zrobić wszystko, żeby go zadowolić, bo informacja puszczona w świat o niekompetencji ludzi, pracujących w takim biurze może wyrządzić więcej szkody. Ich sprawa. Nikt z moich znajomych już nie kupić biletu w tym biurze.
Biletu kupiłam w Ulusoy, w którym ludzie znali swoje kompetencje i mówili po angielsku. W końcu udało mi się wyjechać z Istambułu.

W sumie cieszę się, że tak się stało, straciłam kupę kasy przez to zamieszanie, ale zamiast płakać, że opuszczam moje ukochane miasto, w którym mieszkałam przez ostatnie pół roku, byłam po prostu zdrowo wkurzona i chciałam stamtąd wyjechać jak najszybciej!




Gule Gule Istanbul




Po 12 godzinach podróży autobusem znalazłam się w końcu w upragnionej Antalii przy 42 - stopniowym upale… :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz