czwartek, 17 maja 2012

Oooo tutaj mieszkam!
... Po szalonym weekendzie przydało się w końcu pojawić w szkole. W naszych Erasmusowym biurze w większości pracują Rumunki, które mają to do siebie, że mają czarne włosy i bardzo jasną cerę - ciężko im się jest opalić. Kiedy wpadłam tam po weekendzie spędzonym praktycznie tylko na słońcu, zaczęły mnie macać, czy przypadkiem nie mam na sobie rajstop, takie zazdrośnice ;-)

Po południu zapragnęłam zaznajomić Paulinę z naszymi tureckimi smakołykami w postaci lahmacun'u i baklavy. Paula, smakowało, nie? ^^

Wieczorem zrobiliśmy sobie wieczór z Sangrią, czyli napoju alkoholowego na bazie wina. 
Przepis: kupujesz tanie wino (!), pół wina mieszasz z połową czegoś gazowanego, słodkiego (sprite, albo 7up) albo jak powiedział Goncalo, nasz portugalczyk, który tą Sangrię nam przygotował - "some turkish shit that tastes the same", do tego troche cynamonu i do wyboru: jabłka, pomarańcze, brzoskwinie, cytryna, albo w ogóle wszystko na raz. Było pycha. Bardzo fajny wieczór z którego pochodzi słynna rozmowa:


‎Petra Jašová: Małgorzata !!!
João Gonçalo Farinha: What does "małgorzata" mean?
Małgorzata Filiczkowska: That's my name!


i po polsku


Petra Jašová: Małgorzata !!!
João Gonçalo Farinha: Co znaczy "małgorzata"?
Małgorzata Filiczkowska: To moje imię!



No tak, przecież Małgorzata to Maśka, a nie Gosia, nie ma się co dziwić, a "małgorzata" kojarzyło mu się bardziej z marką jakichś polskich ciastek niż z imieniem ;-)






Uwielbiam to zdjęcie ;-)
Paula z simitem ;-)
Nastepnego dnia poszłyśmy zwiedzać z Paulą Hagię Sofię, Błękitny Meczet (okazało się, że już Hagia Sofia jest bardziej błękitna niż Błękitny Meczet), Bazylikę Cystern. 


Wieczorem pojechałyśmy z naszymi krejzolami: Gokhan'em, Görkem'em i Barış'em (imiona tych dwóch ostatnich nie potrafimy wymówić, dlatego Görkem to afro (z powodu burzy loków na głowie, które wyglądają jak zimowa futrzana czapka, słodki), a Barış jest Baroš'em - czeskim piłkarzem ;-) 



Paula, Filifionka, Baroš, Afro





W samochodzie śpiewaliśmy na zmianę nasz hymn, czyli Defto Jamala, razem z tureckimi hitami. Potem paliliśmy sziszę i wypiliśmy litry herbaty w naszej ulubionej knajpce Ağa Kapısı. 
Paula, Petruszka, Gokhan


Kolejny raz przekonujemy się, że tureccy kierowcy nie przestrzegaja żadnych reguł ruchu. Na naszych oczach autobus rozbił lusterko busowi, nic sobie z tego nie robiąc. Wkurzony kierowca busa dogodnił autobus, zatrzymał ruch, a my utknęliśmy w korku. Dobrze, że przynajmniej fajnie nam się jechało ;-)

Na drugi dzień poszłyśmy do Pałacu Topkapi. Wszyscy polecali nam, żeby go zobaczyć, ale my byłyśmy zawiedzione - nic ciekawego. Myślałyśmy, że za te 25 TL będzie można zobaczyć cały pałac, a okazało się, że aby zobaczyć najfajniejszą część, czyli pałac w środku i harem, trzeba było dopłacić kolejne 15 TL! Ja byłam cwana, bo miałam muzecard (prawie do wszystkich muzeów w Turcji mam wejście za free), ale Paulina nie chciała wydawać już więcej kasy. 

Wieczorem kolejna niekontrolowana domówka. Pojawili się znajomi Gokhana, między innymi Agnieszka, którą Gokhan poznał na Erasmusie w Polsce, bardzo fajna dziewczyna - pozdrawiam, Maleńka :-) piliśmy polską orzechówkę, wszyscy się zachwycali oczywiści i uderzyliśmy w Taksim. 


Na drugi dzień obudziłam się w naszym salonie w całym "opakowaniu" (nawet torebkę miałam zarzuconą na ramię :-P) byłam święcie przekonana, że obok śpi Petra, po czym okazało się, że czarna czupryna leżąca obok mnie należy do Görkem'a ;-) 
Tak kończą się imprezy z polską wódką :-P

Następny dzień przeleżeliśmy leniwie na tarasie, żeby wieczorem udać się na koncert z okazji 25 rocznicy Erasmusa. Byłam zachwycona! Zespół grał covery zagraniczne i tureckie. Czyli  podobna chałtura, jaką zajmuję się Polsce. 
Zespół składał się z około 15 osób, instrumentaliści, backvocale, tancerze, główna wokalistka bardzo charyzmatyczna, z mocnym, fajnym wokalem. 
Jak zazwyczaj nudzę się na tego typu "imprezach" to nie mogłam przestać gapić się na ich show. Niestety nie pamiętam jak się nazywali, ale na prawdę byłam pod wrażeniem. Chcę uczestniczyć dokładnie w czymś takim! Śpiewać i mieć radochę na scenie, tak jak oni. 


Po koncercie poszliśmy nad Bosfor. Wszyscy polecali mi zobaczyć to miejsce, ale myślałam sobie, że co w tym niesamowitego?! Tyle razy widziałam most nad Bosforem, kolorowy, mieniący się, no fajnie. Ale było na prawdę magicznie, kiedy staliśmy tam patrząc na most, na Azję, na ludzi dookoła. Na prawdę świetne miejsce. 


Damiano, Lorenzo - Włochy,
Masia, Paula - Polska,
Alish - Iran
Petruszka - Czechy




Kolejny przystanek - Taksim i pożegnalna impreza Pauliny. Tradycyjnie nasz Joker Club nas nie zawiódł, a ja w końcu spróbowałam tego czegoś obrzydliwego w muszelkach, co sprzedają wszędzie, zwłaszcza w nocy podczas imprez. Każdy kto próbował, nawet Petra, której smakuje zazwyczaj wszystko, mówiła że nie lubi tego, a ja stałam przy kraniku a Pan sprzedawca tylko wsypywał mi do buzi kolejne porcje ;-)


Uzbierałam całą kolekcję Pokemonów ^^



Po imprezie snu dwie godziny i na lotnisko. Wspaniały Ufuk, poszedł z nami, co by pomóc nam z bagażami.

Wspaniale było patrzeć na budzący się do życia Istambuł, którego o tej porze dnia nie widziałam. Ulice niemalże puste, czerwone słońce przedzierające się przez chmury. Pięknie!

I tak stojąc na lotnisku uśmiechałam się do siebie - już za miesiąc będę stała na tym samym lotnisku, w tej samej kolejce, z motylkami w brzuchu panoszącymi się po samo serce... :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz